Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/59

Ta strona została przepisana.
61
JAN III SOBIESKI.

przenoszeniem ranionych i grzebaniem umarłych. Poświęcali sobie latarniami.
Był to straszny chaos zwłok ludzkich, ciał padłych koni, pogruchotanych wozów i porzuconego oręża.
Noc okryła swoim płaszczem równinę nadbużną, jak gdyby chciała ukryć straszny widok pobojowiska.
Jan Sobieski szukał swego brata aż do wieczora. Poszukiwania były bez skuteczne, przyszło mu zatem na myśl, że brat jego został raniony i wzięty przez nieprzyjaciół do niewoli.
Myśl ta przejmowała go głęboką boleścią. On, który się tak odznaczył, że dowódzcy jednogłośnie podziwiali jego waleczność, był pochylony i smutnie spoglądał w ziemię.
Gdy po niejakim czasie poszedł do namiotu i siedział zamyślony, wsparłszy głowę na ręku uchyliło się nagle płótno namiotu.
Wspaniała postać Wassalskiego ukazała się u wejścia.
Wojewoda na chwilę stanął jak skamieniały ujrzawszy przed sobą Jana Sobieskiego. Jego twarz sposępniała... zdawało mu się, że ujrzał widmo, gdyż był pewnym, że w zamęcie walki widział go spadającego z konia.
Widok znienawidzonego wywarł na Michale Wassalskim wrażenie trudne do opisania. Wszystkiego prędzej się spodziewał niż ujrzenia człowieka, do którego o świcie z pistoletu wypalił.
Odgłos kroków obudził Jana Sobieskiego z zadumy. Spojrzał on na wchodzącego.
— To wy, dostojny wojewodo! — rzekł wstając.
Wassalski wszedł do namiotu.
— Przyszedłem zobaczyć, czyście odwagi waszej nie przypłacili śmiercią, — odpowiedział.
— Wyszedłem z walki cało, bez najmniejszego draśnięcia!
— Macie chyba jakiś tajemny środek, jakieś czary, jakiś amulet, który was zabezpiecza przed kulą, panie Sobieski, — rzekł wojewoda z trudnością ukrywając niezadowolenie i pragnąc jakiegoś wyjaśnienia tej niepojętej dla siebie zagadki.
Jan Sobieski wstrząsnął głową.
— Patrzcie! — rzekł odsłaniając odzież na piersi, — nie noszę ani drucianej koszuli, ani pancerza! Nie mam żadnego amuletu, dostojny wojewodo, a jednak jakby cudem umknąłem śmierci!
— Cudem w istocie!
— Jednakże brat mój Marek, jak się zdaje, mniej był szczęśliwy, — odpowiedział Sobieski poważnie.
Wassalski drgnął.
— Więc brat wasz zginął i — zapytał.
Teraz dopiero zrozumiał, że kula, którą przeznaczył dla Jana, trafiła w jego brata. Jeden zatem przynajmniej członek nienawistnego rodu, został usunięty z jego drogi.
— Nic jeszcze o nim nie wiem! — szepnął, — nie wrócił dotąd... szukałem go nadaremnie.
— Cóż znowu?... zniknąć przecież nie mógł! — odrzekł Wassalski.
— Mógł zostać ranionym... ciężko ranionym i zabranym przez nieprzyjaciela!
— I to jest możebne! Poczekajcie jednak do jutra rana aż wszyscy ranni i zabici zostaną uprzątnięci z pobojowiska.
— Straszna niepewność! — rzekł Jan Sobieski.