Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/593

Ta strona została przepisana.
595
JAN III SOBIESKI.

oddawna bez przeszkody chodzi po zamku, i że zatrzymywać go nie należy.
Widocznie jedna kula trafiła starego mnicha. Chód jego zaczął być niepewnym. Z trudnością trzymał się prosto.
— Czy jesteś raniony, szanowny starcze? — zapytał król.
Nazar patrzył zdumiony na zjawisko. Słyszał zawsze, że duch nie może być raniony. Jakimże sposobem kula trafiła starego mnicha?
— Nierozważny oficer, który cię nie znał, strzelił do ciebie, szanowny starcze, — rzekł król, — pokazywałeś mi się tak często z przestrogą lub błogosławieństwem!
— Pozwól mi wejść do siebie... mój synu, — rzekł słabym głosem stary mnich, ujmując za rękę Sobieskiego.
— Chwiejesz się... jesteś raniony? — zapytał król.
— Zdaje się... że ostatnia moja chwila nadchodzi, — odpowiedział stary mnich, wchodząc chwiejnym krokiem do pokoju króla, — nie lękaj się jednak o mnie, mój synu... nie sprowadzaj lekarzy... Jeżeli nadeszła moja ostatnia godzina... to umrę chętnie... Jestem starcem.... Czy mnie poznajesz?... Patrz, kto jestem!
Stary mnich odsłonił kaptur i ukazała się sędziwa, pomarszczona twarz z długą białą brodą i długiemi białemi włosami.
Nazar padł na kolana.
— Co to jest?... czy mnie łudzi podobieństwo? — zawołał, — wyglądasz, jak umarły, jak szlachetny kasztelan krakowski, Jan Zamojski!
Stary mnich z łagodnym uśmiechem podał królowi kościstą, drżącą rękę.
— Jan Zamojski nie umarł, żyje, masz go przed sobą! — rzekł.
— Jakto... Więc ty byłeś mym duchem opiekuńczym... ty?.... — zawołał Sobieski cofając się nieco, — ty ukazywałeś się w zamku, ilekroć niebezpieczeństwo mi groziło?
— Dowiesz się wszystkiego, mój synu! Posłuchaj mnie! Serce moje jest przepełnione... muszę je odsłonić!
— Ale siły cię opuszczają, — rzekł Sobieski, — siądź na tej sofie... z szyi twojej krew płynie.
— Pozostań tutaj! siądź przy mnie i słuchaj! — rzekł stary mnich zatrzymując Sobieskiego.
Sobieski usiadł, Nazar klęczał przy drzwiach.
— Janie Zamojski!... szlachetny Janie Zamojski... ty żyjesz, ty nie umarłeś? — mówił król, — jakaż to zagadka? I nikt nie wiedział, że żyjesz!
— Nikt prócz Korybuta, mego starego wiernego sługi, który mnie ocalił od śmierci po wypiciu trucizny, przeznaczonej, jak się zdaje dla ciebie, mój synu! Teraz dowiesz się wszystkiego! Ale przedewszystkiem wiedz o tem, że tylko miłość, ojcowska miłość dla ciebie skłoniła mnie do tego, żem się nie ukazał światu i postanowiłem uchodzić za umarłego!
— Czy dobrze cię rozumiem? Wiedziałeś o tem, że Marya i ja kochamy się i postanowiłeś wyrzec się wszystkiego, aby naszego szczęścia nie zakłócać? O! to było wspaniałomyślne, szlachetne! godne podziwu!
— Poznasz teraz moją tajemnicę, słuchaj mnie! Będąc starcem połączyłem się z piękną, młodą istotą. Marya Kazimiera oddała mi rękę, ponieważ szacunek, jaki miała dla mnie, uważała za miłość. Ja jednakże byłem już starcem, a ona była kobietą promieniającą młodością i żądną życia. Widziałem, że