Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/595

Ta strona została przepisana.
597
JAN III SOBIESKI.

jedną prośbę do ciebie... Gdy umrę, każ mnie tajemnie nocą przewieźć do Krakowa. Zachowaj moją tajemnicę, nie wyjawiaj nikomu, że żyłem jeszcze! W Krakowie każ mnie tam złożyć, gdzie jak sądzą wszyscy, leżę oddawna. Spełń moje ostatnie życzenie...
— Pozwól mi przynajmniej powiedzieć Maryi... sprowadzić ją tu!...
— Teraz nie... niech się dowie po mojej śmierci, — rzekł starzec.
— Ona jest tutaj, Nazar ją zawiadomił! — odpowiedział Sobieski, wskazując na drzwi.
Na progu ukazała się królowa w białej nocnej odzieży.
Zamojski, który upadł na sofę, spojrzał jeszcze na wchodzącą.
Było to ostatnie spojrzenie umierającego.
Słabym ruchem podał królowej rękę.
— Patrz... przychodzisz jeszcze na czas, Maryo, ażeby pożegnać tego szlachetnego męża, — mówił Sobieski, — tajemnica jest wyjaśniona! On był tym starym mnichem, który w chwilach niebezpieczeństwa zjawiał się i przestrzegał mnie! Jan Zamojski nie umarł, żył, lecz taił swe życie, ażeby szczęściu naszemu nie przeszkadzać!
Marya padła na kolana patrząc na umierającego starca.
Nie była w stanie słowa wymówić, pod tak silnem zostawała wyrażeniem.
Łzy świeciły w jej oczach, gdy rękę umierającego trzymała w swoich rękach.
— Żyjcie szczęśliwi, — szeptał starzec słabym głosem, — moja ostatnia chwila nadeszła... przenoszę się nareszcie do wńeczności... Jestem zmęczony... dajcie mi zasnąć....
— Szlachetny mężu! — rzekł Sobieski wzruszony do głębi, — przebacz nam złe, któreśmy ci wyrządzili!
— Błogosławię was... umieram w pokoju... Spełnijcie moje ostatnie życzenie... złóżcie mnie... w cichości... na spoczynek...
Nazar i przyboczny lekarz królewski wzeszli do pokoju.
Król poszedł naprzeciw niemu.
— Spełniam ostatnią wolę umierającego, — rzekł cichym głosem, — zakazuję wam mówić o tem komukolwiek co tu widzicie. Jan Zamojski kasztelan krakowski, nie umarł, lecz żył dotychczas i umiera w tej chwili.
Marya płakała cicho... Następnie wstała.
Lekarz królewski przystąpił do sofy i odsłonił ranę starca.
Teraz dopiero można było widzieć, że była to rana głęboka i śmiertelna.
Lekarz chciał ją opatrywać, ale było już zapóźno.
Ostatnie tchnienie nastąpiło po chwili.
Lekarz odstąpił.
— Śmierć nastąpiła, — rzekł do króla.
Uroczysta cisza panowała w pokoju.
Sobieski podał królowej rękę i zbli żywszy się wraz z nią do zmarłego, odmówił krótszą, półgłośną modlitwę.
Tejże jeszcze nocy w cichości, powozem królewskim jeden duchowny i stary sługa Korybut odwieźli ciało zmarłego do Krakowa. Na dworze nikt się nie dowiedział o tem co zaszło.
Gdy powóz przybył do Krakowa, nabalsamowano ciało i złożono je do gro bu, który dlań był przeznaczonym, bez wystawy, bez rozgłosu, tak, że tajemnica, którą zmarły pragnął zachować dla wszystkich, pozostała tajemnicą.