Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/596

Ta strona została przepisana.
598
JAN III SOBIESKI.


146.
Wieśniak.

Przed bramami Warszawy paliły się ognie biwakowe, ponieważ większa część zwycięskiego wojska nie została jeszcze rozpuszczoną, lecz chwilowo roz łożyła się tam obozem.
Noc była zimna. Żołnierze okrywali się płaszczami i kocami.
Około wielkiego ogniska leżało kilku jeźdźców i opowiadali sobie swoje przygody wojenne.
Wtem zbliżył się do tej grupy jakiś wieśniak, z którym już nieco dalej inni żołnierze stroili sobie żarciki.
Wieśniak ukłonił się żołnierzom i zbliżył się.
— Dokąd idziecie? — zapytali go jeźdźcy.
— Do Warszawy, — odpowiedział wieśniak, — ale muszę czekać do rana, bom się spóźnił, a w nocy nie wpuszczają takich jak my.
— Naturalnie, — rzekł jeden z żołnierzy, — dozorca bramy nie będzie jej otwierał dla chłopa. Oto tam już siedzi drugi taki jak wy i czeka.
— No, to poczekam i ja przy waszem ognisku, jeśli mi pozwolicie panowie wojacy, — rzekł wieśniak.
I zbliżywszy się do flisa, ażeby usiąść przy nim, zagadnął go:
— Czy i wy idziecie do miasta? Flis skinął głową.
— Król już jest w mieście, niepraw daż? — zapytał wieśniak.
Żołnierze odpowiedzieli potakująco.
— W mieście także jest pewno wojewodzina Wassalska?
— Chcecie może iść do niej? Czyście z jej dóbr?
— Chcę się tylko dowiedzieć, czy to prawda, co ludzie mówią, że ją uwięzili.
— Prawdę mówią ludzie, — odpowiedział jeden z żołnierzy, — była u Turków i za to jest uwięzioną.
— A gdzież siedzi?
— Trzymają ją pod aresztem w jej pałacu.
— Do kogo chcecie iść w mieście? — zapytał wieśniak po niejakim czasie siedzącego obok flisa.
— Chcę iść do kapitana Wychowskiego.
— Do kapitana Wychowskiego? Czy myślicie, że was wpuszczą?
— Naturalnie, że wpuszczą! Gdy kapitan usłyszy, że stary Dorowski przyszedł, to mnie każę natychmiast przyprowadzić do siebie.
— A więc go znacie?
— Już oddawna!
— I wpuszczają was do zamku?
— Nasz miłościwy król i pan także już ze mną rozmawiał!
— Nazywacie się Dorowski? — zapytał wieśniak, mierząc badawczym wzrokiem siedzącego obok flisa, — wiecie i jabym pragnął widzieć naszego miłościwego króla!
— Idę do zamku! Wolno mi tam iść.
— Jakim sposobem, Dorowski?
— Jest do tego szczególny powód! Słyszałeś może o czerwonym Sarafanie?
— O widmie wojny?
— Tak nazywają Sefana! Czy go znasz?
— Widziałem go! Więc cóż masz do niego?
— Jest to mój wychowaniec!
— Twój wychowaniec? no... no... — mruknął wieśniak.
— Ponieważ oddał wiele przysług naszemu miłościwemu królowi i kapita-