Przed bramami Warszawy paliły się ognie biwakowe, ponieważ większa część zwycięskiego wojska nie została jeszcze rozpuszczoną, lecz chwilowo roz łożyła się tam obozem.
Noc była zimna. Żołnierze okrywali się płaszczami i kocami.
Około wielkiego ogniska leżało kilku jeźdźców i opowiadali sobie swoje przygody wojenne.
Wtem zbliżył się do tej grupy jakiś wieśniak, z którym już nieco dalej inni żołnierze stroili sobie żarciki.
Wieśniak ukłonił się żołnierzom i zbliżył się.
— Dokąd idziecie? — zapytali go jeźdźcy.
— Do Warszawy, — odpowiedział wieśniak, — ale muszę czekać do rana, bom się spóźnił, a w nocy nie wpuszczają takich jak my.
— Naturalnie, — rzekł jeden z żołnierzy, — dozorca bramy nie będzie jej otwierał dla chłopa. Oto tam już siedzi drugi taki jak wy i czeka.
— No, to poczekam i ja przy waszem ognisku, jeśli mi pozwolicie panowie wojacy, — rzekł wieśniak.
I zbliżywszy się do flisa, ażeby usiąść przy nim, zagadnął go:
— Czy i wy idziecie do miasta? Flis skinął głową.
— Król już jest w mieście, niepraw daż? — zapytał wieśniak.
Żołnierze odpowiedzieli potakująco.
— W mieście także jest pewno wojewodzina Wassalska?
— Chcecie może iść do niej? Czyście z jej dóbr?
— Chcę się tylko dowiedzieć, czy to prawda, co ludzie mówią, że ją uwięzili.
— Prawdę mówią ludzie, — odpowiedział jeden z żołnierzy, — była u Turków i za to jest uwięzioną.
— A gdzież siedzi?
— Trzymają ją pod aresztem w jej pałacu.
— Do kogo chcecie iść w mieście? — zapytał wieśniak po niejakim czasie siedzącego obok flisa.
— Chcę iść do kapitana Wychowskiego.
— Do kapitana Wychowskiego? Czy myślicie, że was wpuszczą?
— Naturalnie, że wpuszczą! Gdy kapitan usłyszy, że stary Dorowski przyszedł, to mnie każę natychmiast przyprowadzić do siebie.
— A więc go znacie?
— Już oddawna!
— I wpuszczają was do zamku?
— Nasz miłościwy król i pan także już ze mną rozmawiał!
— Nazywacie się Dorowski? — zapytał wieśniak, mierząc badawczym wzrokiem siedzącego obok flisa, — wiecie i jabym pragnął widzieć naszego miłościwego króla!
— Idę do zamku! Wolno mi tam iść.
— Jakim sposobem, Dorowski?
— Jest do tego szczególny powód! Słyszałeś może o czerwonym Sarafanie?
— O widmie wojny?
— Tak nazywają Sefana! Czy go znasz?
— Widziałem go! Więc cóż masz do niego?
— Jest to mój wychowaniec!
— Twój wychowaniec? no... no... — mruknął wieśniak.
— Ponieważ oddał wiele przysług naszemu miłościwemu królowi i kapita-