Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/597

Ta strona została przepisana.
599
JAN III SOBIESKI.

nowi Wychowskiemu, a ja im dałem o nim wiadomość, mam więc zawsze tę łaskę, że mnie do nich wpuszczają.
— Więc cóż będziesz robił w Warszawie?
— Chcę zobaczyć czerwonego Sarafana, który także musi być w mieście.
— Hm... czy wiesz, Dorowski, że mógłbyś mi oddać pewną przysługę, — rzekł wieśniak stłumionym głosem.
Dorowski spojrzał z pod oka na swojego nowego znajomego i wydało mu się, że on niezupełnie wyglądał na chłopa.
— Cóż to takiego? — zapytał.
— Chciałbym i ja także być w zamku, widzieć naszego miłościwego króla i dostojnych panów, — odpowiedział wieśniak, — ale mnie tam nie wpuszczą! Przyszło mi zatem na myśl, żebyśmy zamienili naszą odzież, to jako Dorowski prędzej będę mógł tam się dostać.
Dorowski wstrząsnął głową.
— Tego nie potrzebujesz, — rzekł, — jeżeli będziesz chciał, to zobaczysz naszego miłościwego króla i bez przebrania, na ulicy, bo często przejeżdża przez miasto, a mówiąc, żeś Borowski, nie zaszedłbyś daleko, bo mnie tam znają i prędkoby się wydało, żeś kto inny.
— Do zamku chciałbym się dostać.
— Do tego ci pomódz nie mogę, — odparł Dorowski, któremu nowy znajomy jakoś nie bardzo się podobał, — musisz sam próbować. Ja tam już byłem i w dzień i w nocy. Raz nawet spotkałem w korytarzu starego mnicha.
— Starego mnicha?
— Który nocą chodzi po zamku!
— A! tak!
— Czy słyszałeś już o nim?
Wieśniak zdawał się być pomieszany.
Nagle można było wyczytać w jego rysach, że mu przyszła myśl nowa.
— Czy słyszałeś już o nim? — powtórzył Dorowski.
— W każdym zamku zwykle jest coś takiego, — rzekł wieśniak, który stał się małomówniejszym i wkrótce przerwał rozmowę.
Nareszcie zaczęło świtać.
— Czy idziesz ze mną? — zapytaj Dorowski.
— Nim dojdziemy, otworzą bramę — odpowiedział wieśniak.
Obaj wstali, odeszli od dogasającego ogniska i poszli ku najbliższej bramie miasta.
Rozwidniało się szybko.
Otworzono bramę miasta.
Dwaj wieśniacy weszli bez przesz, kody do Warszawy.
Tutaj rozstali się. Borowski szukał czerwonego Sarafana, towarzysz jego poszedł za swojemi interesami, a widocznie znał miasto bardzo dobrze.
W końcu udał się do pałacu Jagiellony.
Wpuszczono go tam bez trudności, ponieważ sądzono, że przybywa z dóbr wojewodziny, a przystęp do mej nie był wzbroniony.
Wprowadzono wieśniaka do pokoju Jagiellony. Służąca jej ujrzawszy go spojrzała nań ze zdziwieniem.
Jagiellona także patrzyła nań pytająco.
— Czego ten człowiek chce? — zapytała służącej.
Wieśniak ukradkiem dał jej znak tajemniczy.
Jagiellona drgnęła, wkrótce jednak zapanowała nad sobą.
Odprawiwszy służącą, zwróciła się l do wieśniaka.