Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/598

Ta strona została przepisana.
600
JAN III SOBIESKI.

— Nie poznałam cię kanclerzu, — rzekła, — w tem przebraniu jesteś bezpieczny!
Pac uśmiechnął się.
— Musiałem tu przybyć, — odpowiedział, — ale nie mogę dać się poznać, gdyż Sobieski kazał mnie szukać i ująć, ponieważ przez pomyłkę zamiast niego zabiłem byłą niewolnicę.
— Sassa nie żyje? — zapytała Jagiellona.
— Nie wiedziałaś o tem, wojewodzino?... Zabiłem ją i musiałem uciekać. Gonili mnie, lecz nie znaleźli!
— A teraz wracasz do jaskini lwa, kanclerzu?
— Aby go zabić! — odrzekł kanclerz zimno i stanowczo.
— A ja jestem uwięziona i pomódz ci w tem nie mogę!
— Nie lękaj się, pani, niedługo będziesz uwięzioną! Gdy on umrze, będziemy mieli inny rząd, innego króla! Dlatego przebrałem się za chłopa, bo pragnę dotrzymać mej przysięgi. Jeden z nas dwóch musi zginąć! Jeżeli teraz mi się nie uda, to zginę, gdyż widzę, że w takim razie uciec byłoby niepodobna!
— Wyglądasz jak wieśniak, kanclerzu, zupełnie jak wieśniak, jeżeli w tem przebraniu zamiar twój się nie uda, to nigdy. O uwolnieniu mnie nawet nie myśl. Ucieczka jest niemożebną, gdyż strzegą mnie pilnie!
— O ucieczce nie myślę, wojewodzi no, ale ocalę cię niezawodnie!
— Wątpię o tem, kanclerzu.
— Nie wątp! Jeśli Sobieski zginie, to będziesz wolną!
— Jeżeli zginie... ileż już razy spodziewaliśmy się tego i układali to, a jednakże nam się nie powiodło!
— Tym razem może się powieść! — odrzekł kanclerz.
— W ubraniu wieśniaka nie wpuszczą cię do zamku, kanclerzu!
Pac uśmiechnął się tajemniczo.
— Mam dobry plan, wojewodzino, — rzekł, — plan, który doprowadzi mnie do celu! Nie mówię jak. Ściany mogą mieć uszy, mogłabyś przez sen się wygadać! Wprawdzie wszystko jest już przygotowane, ale nie tej nocy, tylko następnej będzie to można wykonać.
— Życzę ci szczęścia i powodzenia, kanclerzu, lecz lękam się, ażeby pomoc twoja nie przychodziła zapóźno.
— Dlaczego, wojewodzino.
— Bo już tej nocy los mój ma się rozstrzygnąć, kanclerzu!
— Więc Sobieski się odważy oddać cię pod sąd? — zapytał Pac.
— Czyliż możesz jeszcze o tem wątpić! Wie on o wszystkiem! Przysiągł mi śmierć! Powiadam ci, że każę mnie ściąć, jak wówczas swoich przeciwników.
— Do tego nie przyjdzie, senat i sejm na to nie pozwolą!
— Czy sądzisz, że Sobieski będzie na to sejm zwoływał? — zapytała Jagiellona lodowatym uśmiechem, — złoży trybunał ze swych stronników, a ci skażą mnie na śmierć, a skazaliby i ciebie także, gdybyś został ujęty! Sobieski ma w ręku siłę i użyje tej siły!
— Byleby miał czas na to!
— Jeden z oficerów straży przestrzegł mnie, że tej nocy wszystko się rozstrzygnie!
— Ja jestem w Warszawie, czuwam!
— Nie zdołasz mi dopomódz!
— Chociażby wyrok zapadł, nie będzie zaraz wykonany, a gdy Sobieski zginie, to go zniosą, a przynajmniej nie wykonają.
— Ty masz zawsze nadzieję, kanclerzu.