Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/60

Ta strona została przepisana.
 62
JAN III SOBIESKI.

— Jesteśmy znużeni! dobrej nocy! — odrzekł wojewoda i opuścił namiot tego, któremu śmierć poprzysiągł, a której uniknął ponownie.
Wyraz nienawiści przebiegł twarz wojewody, gdy wyszedł z namiotu, w którym Jan Sobieski pozostał sam. Ponuro błyskające jego oczy zdradzały niezadowolenie i wściekłość.
— Jeden z was zginął, widziałem to, — mówił do siebie, o świcie niepodobna było dobrze rozpoznać. Strzelałem do ciebie, Janie Sobieski! Brat twój Marek zginął tym razem! Widziałem go jak spadał z konia i uważałem go za ciebie! Oszukałeś mnie! Nie trafiłem cię! Nie ujdziesz jednak przedemną! Spotkamy się jeszcze! Z drogi mojej musisz ustąpić, choćbym miał gwiazdy powyrwać z niebios sklepienia, ażeby cię niemi zdruzgotać! Szczęście sprzyja ci widocznie! Strzeże cię jakiś anioł niewidzialny! Powiadam ci jednakże, że upoluję chwilę, w której ten duch opiekuńczy nie będzie bardzo uważnym! Czuję, że inaczej musiałbym lękać się ciebie!
Michał Wassalski udał się do swego namiotu i rzucił się na posłanie. Sen jednak uciekał od niego. Czarna jego dusza układała plany zbrodnicze. Nie mógł spocząć dopóki nie usunie tego, któremu przepowiedzianą była korona, po którą wyciągał chciwe, krwią bratnią zmazane ręce...
Tymczasem Jan Sobieski znużony tem wszystkiem, co przebył, rzucił się na łoże obozowe i zagasił pochodnię, która oświetlała namiot, rzuciwszy przedtem wzrokiem na próżne łóżko swego brata.
Marek nie wrócił! Jan stracił ostatnią nadzieję! Brat jego wpadł widocznie w ręce nieprzyjaciół i może już nie żył w tej chwili.
Głęboka noc panowała w obozie i w namiocie Sobieskiego. Żaden promyk księżyca nie dostawał się na ziemię. Zdawało się, że blady satelita ziemi zasłonił się chmurami aby nie widzieć pokrytego zmarłymi pobojowiska, na którem przy skąpym blasku pochodni i latarni kilka oddziałów żołnierzy uprzątało i grzebało poległych.
W obozie panowała cisza.
Wszyscy, z wyjątkiem nielicznych wart, pogrążeni byli w głębokim śnie, chociażby nawet na gołej ziemi, ażeby się pokrzepić po przebytych trudach. Któż mógł przewidzieć, co nazajutrz miało nastąpić? Któż mógł zaręczyć, czy za kilka godzin walka nie zacznie się na nowo? Najmniejszego światełka nie można było dostrzedz w obozie. Nic się nie poruszało dokoła. W oddali tylko, na równinie pobojowiska odbywała się smutna czynność uprzątania tych, co polegli.
Wtem dał się słyszeć głuchy, cichy jęk pod namiotami. Nikt nie uważał na to. Nikt tego nie słyszał. Wszyscy spali. Żadnej placówki nie było w blizkości.
Chociaż głęboka ciemność okrywała namioty, można jednak było dostrzedz po niejakim czasie, że jakaś ciemna postać poruszała się koło namiotów, czołgając się. Niepodobna było rozpoznać kształtów tej postaci, nie można nawet było powiedzieć z pewnością, czy to był człowiek, czy zwierzę, posuwające się chwilami, a chwilowo pozostające nieruchomo.
Jan Sobieski spał w swym namiocie, dręczony przykremi snami. Dziwne, przejmujące obrazy stawały przed wzrokiem jego ducha. Widział we śnie Sassę, słyszał ją śpiewającą smutną