Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/600

Ta strona została przepisana.
602
JAN III SOBIESKI.

Zawezwano go w nocy w przewidywaniu, że zapadnie wyrok śmierci.
Kapitan Wychowski skinął na Dorowskiego.
— Czy mówiłeś z nim? — zapytał, wskazując czerwonego Sarafana.
— Ah! panie, — odrzekł Dorowski, — z nim już wszytko skończone. Tylko czasem wpada w wściekłość, zaciska pię ści i szuka jakiejś wielkiej damy, mówiąc, że chciałby ją rozszarpać.
— Czy powiedział jak się nazywa?
— Tak, panie, ma to być jego matka, którą przeklął, ponieważ go skazała na zgubę i nędzę. Jego matka, wojewodzina.
— Nienawiść jego jest naturalna, — rzekł Wychowski, — któż spowodował jego stan, jeżeli nie ta wyrodna mat ka, która nakoniec odniesie zasłużoną karę!
— Ah! panie! Gdyby on mógł wyzdrowieć! — westchnął Dorowski.
— I nasz król miłościwy tego pragnie, ale mała nadzieja! W tej chwili czerwony Sarafan zwrócił uwagę na stojącego w głębi kata i zaczął łukiem obchodzić go dokoła. Następnie stanął pochylony i śmiał się swoim zwyczajem.
Obaj ci ludzie, tak kat, jak czerwony Sarafan przykre czynili wrażenie.
W przyległej sali rozległ się dzwon.
Wychowski pośpieszył do sali.
Wkrótce powrócił i polecił jednemu z oficerów, żeby się udał do pałacu po uwięzioną i pod eskortą sprowadził ją do zamku.
Noc już zapadała.
Przy długim stole w sali siedzieli wysocy dostojnicy krajowi. Na stole pa liły się świece w kilku świecznikach, a nadto stały na nim przybory do pisania i krucyfiks.
Król zajmował wywyższone nieco miejsce w pośrodku. Po jednej jego stronie siedział prymas, przed którym leżały papiery.
— Zwołałem was. na tę noc, panowie, ażebyście się ukonstytuowali w trybunał karny, — rzekł Sobieski silnym donośnym głosem, — z oskarżeniem wystąpię dopiero wtedy, gdy przyjdzie oskarżona, ażeby się mogła bronić, jeżeli będzie miała co za swą obroną. Nim jednak przystąpimy do tego, muszę wam jeszcze zakomunikować ważną wiadomość! Wiadomo wam, że kanclerz Pac skazany na wygnanie przeszedł do Turków i gdyśmy ich pobili, uszedł z nimi.
— Co się to z tym człowiekiem zrobiło, — mówili sędziowie, — na jakie błędne drogi wprowadziła go zaślepiona nienawiść.
— I to musi wam być wiadome, panowie, — mówił Sobieski dalej, — że kanclerz miał zamiar zabicia mnie i przez pomyłkę zabił szlachetną i powszechnie kochaną księżnę Sassę Aminow.
— Tak bywa zazwyczaj, zaślepionym, — rzekł jeden z obecnych dygnitarzy, — brną z jednej zbrodni w drugą.
— Teraz donosi mi właśnie oficer* któremu poleciłem ściganie winnego, że byłego kanclerza, a obecnie banitę Krzysztofa Paca ścigał i stracił jego ślad dopiero w blizkości Warszawy, — mówił król dalej, — jest zatem możebne, że udał się on tutaj, zapewne nie w celu nowego zamachu na moje życie lecz w zamiarze uprowadzenia oskarżonej wojewodziny. Z tych powodów wydałem rozkaz straży przy bramach miasta, ażeby nie wpuszczała Krzysztofa Paca.
— Któż wie, czy nie jest on już w mieście? — rzekł jeden z obecnych.