siły do ucieczki, — rzekł Sobieski, — a ja podnoszę przeciw tobie cięższe jeszcze oskarżenie niż o zdradę, ojczyzny, jeżeli cięższa zbrodnia jest możebną! Sprzysięgłaś się z innymi na moje życie, byłaś przyczyną, że podniesiono przeciw mnie broń morderczą, ale tego ci jeszcze nie było dosyć, sama dolałaś trucizny do wina, które ja wypić miałem!
— Kto może mi tego dowieść? — zapytała Jagiellona zimno.
— Ja! — odpowiedział Sobieski stanowczo, — tyś to w zamku krakowskim, ażeby mi życie odebrać nalała trucizny do mego wina.
Oskarżenie to głębokiem wrażeniem przejęło wszystkich.
— Nie ja wypiłem wino, — mówił Sobieski dalej, — przez pomyłkę weszłaś do innego pokoju i wypił je Jan Zamojski, kasztelan krakowski.
Słowa te nawet księcia prymasa głęboko wzruszyły.
— Poważ się zaprzeczyć! — mówił król, — dodaj do zbrodni tchórzostwo!
— Nienawidziłam cię, bom nie chciała, ażebyś zasiadł na tronie! — rze kła Jagiellona.
— Nienawidziłaś mnie i nastawałaś na moje życie! Do tego miałaś odwagę przyznać się, — odparł Sobieski, — lecz jakiż podasz powód, żeś własne swo je dziecko skazała na śmierć? Czyliż jest gdzie druga matka, któraby była zdolną zabijać powolnie swoje dziecko? Czyliście widzieli gdzie podobną matkę? Patrzcie na nią, ona stoi przed wami!
Król zadzwonił.
Wychowski wszedł do sali.
Sobieski dał mu znak ręką.
Kapitan kazał wprowadzić czerwonego Sarafana.
Jagiellona drgnęła na jego widok.
— Patrzcie, panowie! — zawołał Sobieski, wskazując obłąkanego Sefana, — oto jest syn Jagiellony Wassalskiej upadły na umyśle, skutkiem młodości spędzonej w nędzy i niedostatku, skazany na nieuleczalną chorobę. Jeżeli jest skarga wołająca o pomstę do nieba, to skarga tego nieszczęśliwego! Panie Czarnowski odczytaj dokument.
Czarnowski rozwinął stary pargamin i przeczytał donośnie:
Pod świętym znakiem krzyża oświadczam, że Jagiellona Wassalska dała życie synowi. Wszelkie moje starania, ażeby o tym synu otrzymać wiadomość, były daremne. Ale będzie ona pociągniętą do odpowiedzialności gdy godzina wybije.
Nastąpiła krótka chwila milczenia.
— Jagiellono Wassalska! — rzekł król, — gdzie jest ten syn?
— Czyliż nie żyje? Mamże być oskarżoną o zamordowanie go? — odpowiedziała Jagiellona, — przecież jest! żyje!
Czerwony Sarafan dopiero usłyszawszy głos Jagiellony, zwrócił na nią uwagę.
Pochylił się nagle, twarz jego i postać nabrały życia, były to jednak rysy szaleńca, miotanego dziką wściekłością.
Chciał się rzucić na Jagiellonę, ale Wychowski powstrzymał go i starał się uspokoić.
Scena ta sprawiła na sędziach niepodobne do opisania wrażenie. Widok czerwonego Sarafana wzruszył serca wszystkich.
— Przecież jest... żyje powtórzył Sobieski, — ale cóż to za życie i komu je zawdzięcza?