Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/604

Ta strona została przepisana.
606
JAN III SOBIESKI.

Jan Sobieski milczał. Inni assesorowie byli zdania, że oskarżona winna ponieść śmierć z ręki kata.
Prymas, obstający za złagodzeniem wyroku, musiał się przychylić do większości.
Sobieski zadzwonił i kazał Wychowskiemu wprowadzić kata.
— Kacie, — rzekł prymas, — uwięziona należy do ciebie! Wyrok śmierci zapadł na Jagiellonę Wassalską.
— Gdzie wyrok ma być wykonany, dostojny panie? — zapytał kat.
— Na podwórzu pałacu, — odpowiedział.
— O której godzinie egzekucya ma nastąpić? — Pojutrze o wschodzie słońca.
Posiedzenie było skończone. Wyrok zapadł.
Pożegnawszy sędziów, król udał się do swoich apartamentów, gdyż noc już była późna.
Sprawiedliwość miała nareszcie zo stać wymierzoną. Jagiellona miała odpokutować ciężkie swe winy. Chwila sprawiedliwej kary nadeszła.

148.
W zamku warszawskim.

W ciągu nocy kapitan Wychowski z polecenia króla sowicie obdarzył Borowskiego i uwolnił go, a czerwony Sarafan znikł znowu nagle bez śladu.
Nikt nie wiedział, gdzie się podział.
Następnego dopiero dnia rano jeden ze służby zauważył w niszy galeryi za jednym ze znajdujących się tam posągów coś czerwonego. Przystąpił bliżej i zobaczył tam leżącego i śpiącego Sarafana.
Sen jego był jednak lekki. Zaledwie usłyszał nadchodzącego, zerwał się, spojrzał na niego dziko i pobiegł dalej w galeryę.
Służący oznajmił o tem oficerowi służbowemu, a ten podał tę wiadomość kapitanowi Wychowskiemu, który rozkazał pozwalać czerwonemu Sarafanowi chodzić wszędzie, gdzie zechce.
Ale po wydaniu tego rozkazu, Sefana już nigdzie nie widziano. Znał on widocznie każdy kącik w zamku. Nie troszczono się też o niego.
Gdy noc nadeszła, warty rozstawione w zamku były niespokojne, i każdy pragnął tylko, ażeby się nie spotkać z czerwonym Sarafanem, ponieważ rozniosło się, że wpadł w obłąkanie i szaleje.
Każdy wartownik był wprawdzie uzbrojony nabitym muszkietem, ale wolno im było używać broni tylko w razie ostatecznej potrzeby, a rozkaz ten ponowiono od czasu zastrzelenia mnicha przez oficera straży.
W galeryi dolnej, prowadzącej z przedsionka do wyścielanych czerwonem suknem schodów na górę, znajdowało się dniem i nocą dwóch szyldwachów.
Gdy noc zapadła, ponuro się zrobiło w starożytnych komnatach zamku. Dwie tylko lampy ścienne paliły się w długich galeryach, a światło ich słabo oświetlało korytarz.
Dwaj szyldwachy, starzy żołnierze przybocznego pułku gwardyi królewskiej, stali w blizkości schodów, trzymając muszkiety na ramieniu.
— Czy nie widziałeś czerwonego Sarafana? — zapytał zcicha jeden drugiego.
W tej chwili zegar zamkowy głucho wybił dwunastą.