Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/606

Ta strona została przepisana.
608
JAN III SOBIESKI.

Zdziwiło go, że ujrzał starego mnicha ze sztyletem w ręku.
Jan Sobieski nie należał do ludzi tracących w takich chwilach przytomność umysłu.
Przystąpił śmiało do mnicha i podniósł rękę, aby mu zerwać kaptur.
Mnich w tej chwili rzucił się na króla, zwracając sztylet ku jego piersi.
Król był bezbronny i zdawał się być zgubionym.
Mnich pchnął, lecz Sobieski zręcznie odbił cios ręką, starając się pochwycić skrytobójcę, na którego także rzucił się Nazar.
Raz jeszcze mnich usiłował pchnąć króla, następnie zwrócił się nagle i chciał uciekać.
Ucieczka jednak była niemożebną.
W otwartych drzwiach przedpokoju ukazała się śpiesząca na wołanie Nazara straż.
Mnich cofnął się. Żołnierze zagrozili mu muszkietami.
Król z gniewem zbliżył się do mnicha, który widząc się zgubionym, rozpaczliwie zadawał sztyletem ciosy w powietrzu.
— Kto jesteś, morderco?... poddaj się!... — zawołał król.
Mnich roześmiał się głucho i pogardliwie.
Jan Sobieski drgnął. Przyszedł mu na myśl obłąkany Sefan.
— Schwytać go! — rozkazał.
W tej chwili mnich chciał raz jeszcze rzucić się na Sobieskiego i przeszyć go sztyletem.
Nastąpiła krótka walka, w której król z łatwością pokonał przeciwnika i zerwał mu kaptur z głowy.
Ukazała się blada twarz kanclerza Paca. Wyglądał on przerażająco. Włosy jego były w nieładzie, wzrok straszny, wargi drżące.
Król nie spodziewał się znaleźć pod kapturem kanclerza.
Nazar i żołnierz już go pochwycili.
Pac zacisnął zęby z dzikim krzykiem. Pragnął się przebić, ale rozbrojono go natychmiast.
— Nareszcie sam się w nasze ręce oddałeś, Krzysztofie Pacu, — rzekł król z pogardą, — daję słowo, nizko upadłeś!...
— Rozkaż, najjaśniejszy panie, a zastrzelę mordercę jak psa, — zawołał jeden z żołnierzy.
Pac stał, nie mówiąc słowa. Wyglądał jak schwytany zwierz dziki, który u patruje chwili, aby się jeszcze rzucić na swą ofiarę.
— Weźcie go z moich oczu, — rzekł Sobieski, — nie chcę widzieć go więcej. Kapitan Wychowski zarządzi, gdzie go osadzić.
Król odwrócił się. Miał w ręku nędznego mordercę Sassy.
Służący Nazar i żołnierze wyprowadzili Paca do przedpokoju.
Patrzył on ponuro w ziemię, wściekły sam na siebie, że mu się tak dobrze obmyślany zamiar nie powiódł.
Nazar zawołał jeszcze kilku żołnierzy, którym polecił dozór więźnia, a sam udał się do Wychowskiego, donosząc mu co zaszło.
Kapitan zerwał się z gniewem.
— Niegodziwiec! — zawołał, — dzięki Bogu, że mu się nie udało, i że został schwytany.
Wychowski poszedł natychmiast do więźnia.
— Nareszcie więc wspólnik Jagiellony Wassalskiej jest w naszych rękach, — rzekł, — zwiążcie go, jesteście odpowiedzialni, żeby nie uciekł! To niebezpieczny zbrodniarz, ale na szczęście skończył już swoją karyerę.