Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/609

Ta strona została przepisana.
611
JAN III SOBIESKI.

— Przybyłam do ciebie, wojewodzino, aby ci okazać moje współczucie, — rzekła królowa z dobrocią, — wierzaj mi, pani, że mam go dla ciebie więcej niż miećbym chciała i powinna.
— Nie żądam współczucia i litości, królowo, — rzekła Jagiellona z lodowatym chłodem, — wiem, że mi już nic pomódz nie może! Ciekawam tylko, jak daleko względem mnie się posuną! Kto mnie upokarza i więzi, kto mnie, wdowę po wojewodzie, chce zdeptać, ten się naraża na niebezpieczeństwo, że sam będzie zdeptany, bo upadek powagi wyższego stanu musi za sobą pociągnąć ofiary! Tak, najjaśniejsza pani, nie chcę się żegnać z tobą, ażebym ci nie powiedziała, że przeklinam wszystkich ludzi!
— To okropne! — szepnęła Marya Kazimiera, — i w takim usposobieniu myślisz umrzeć, nieszczęśliwa?
Jagiellona drgnęła.
— Umrzeć? — powtórzyła, nie chcąc uwierzyć czy usłyszała dobrze, — umrzeć?... Więc tak zdecydowano? Ha! jeśli tak, to ostatniem mojem słowem będzie przekleństwo dla tych, co się za sędziów moich narzucili! Jeżeli mi życie odbiorą, będzie to morderstwem, gdyż nie mieli prwa mnie skazywać, gdyż na osoby zajmujące takie jak ja stanowisko, nie ma na świecie trybunału!
— Lepiejbyś uczyniła poddając się i prosząc o łaskę, wojewodzino, — rzekła królowa.
— Prosić o łaskę? Ja? — zawołała Jagiellona z szatańskim uśmiechem, — odmawiam wszystkim prawa sądzenia mnie i karania!
— Uspokój się wojewodzino, módl się, myśl o swej duszy!
— Ciekawam jak się wezmą do tego!... I żaden z wojewodów nie stanie w obronie przywilejów swojego stanu?... Jeśli tak, to zasługują na to dumnie, — znoszą upokrzenie, patrzą na to obojętnie?... Milczysz, najjaśniejsza pani? Wystarcza mi to! Jeżeli tak, to umrę chętnie! W takim razie wszystko skończone! Nie chcę żyć! Przekleństwo moim sędziom i katom! Oto moje ostatnie słowo!
Odwróciła się.
Królowa nie mogła dłużej pozostać przy tej kobiecie, która o skrusze i modlitwie słyszeć nie chciała.
Wszystko tu było stracone, nie było uznania winy, nie było żalu tylko upór, nienawiść i przekleństwo.
Marya Kazimiera z damą dworu opuściła pokój uwięzionej i W korytarzu spotkała starego zakonnika, który właśnie szedł do niej.
— Dobrze, że przychodzisz, czcigodny ojcze, — rzekła do niego, — będziesz miał wiele do czynienia i spełnisz dobry uczynek, jeśli tę zatwardziałą duszę zmiękczysz i nawrócisz! Niech ci w tem Bóg dopomoże, czcigodny ojcze!
Mnich poznawszy królowę, oddał jej ukłon i dopiero po jej odejściu postanowił pójść do uwięzionej.
Wkrótce potem przybył do pałacu Czarnowski z dwoma innymi panami. Za nimi szedł kat. Zastali oni zakonnika jeszcze na korytarzu i wzięli go z sobą do pokoju skazanej, który oficer straży, im otworzył.
Gdy Jagiellona ujrzała trzech poważnych dygnitarzy, a za nimi kata, mnicha i oficera straży, domyśliła się wszystkiego.
Noc już zapadła.
Blada lecz nieugięta patrzyła Jagiellona na wchodzących.
— Przychodzicie po mnie? — rzekła z pogardliwym uśmiechem, — tak, kata nawet przyprowadziliście z sobą,