Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/61

Ta strona została przepisana.
63 
JAN III SOBIESKI.

pieśń, widział ją potem tarzającą się we krwi i wyciągającą doń ręce z błagalną prośbą o ratunek. W tej chwili jednak stawała pomiędzy nimi dumna, piękna Jagiellona, depcząc Sassę jak robaka w prochu. Jan Sobieski chciał tego nie dopuścić ale w tej samej chwili mignęła mu w oczach zimna stal, którą wojewodzina skierowała przeciw niemu. Pochwycił za broń morderczą, uczuł w ręku zimne żelazo, a Jagiellona stała przed nim uroczo piękna ale straszna...
W tej chwili przebudził się, ale tak jeszcze był rozmarzony, że zdawało mu się, iż widzi przed sobą Jagiellonę, a przed nią nurzającego się we krwi brata swego Marka.
Starał się uwolnić od tych niemiłych sennych obrazów.
Uczuł jednakże, że trzyma w ręku jakąś dłoń lodowatą, a przed wzrokiem jego ducha stanął obraz brata.
Okropnego doznawał wrażenia!
Czuł w swojej dłoni martwą rękę nieżyjącego.
Czy marzył? Czy wrażenie snu było tak silne, że go się pozbyć nie mógł jeszcze w tej chwili?
Jan Sobieski zapanował nad sobą... zacisnął rękę i uczuł rzeczywiście martwą dłoń w swojej!
Owo nieprzezwyciężone uczucie przestrachu, które nas instynktownie przejmuje wobec śmierci, owładnęło nim! Wiedział, że nie śpi, że czuwa, a w ręce swojej trzymał zimną, wilgotną rękę zmarłego.
Powstał... sięgnął do ramienia, chciał dotknąć tego, do kogo należy ręka i ramię...
Człowiek jakiś leżał przy jego łóżku! Jan Sobieski czuł odzież, namacał głowę... ale ten, który przed nim leżał na ziemi, nie poruszał się i nie słyszał jego wołania.
Okropna to była chwila! Jan nie umiał sobie zdać sprawy z tego zagadkowego wypadku.
Zerwał się.
Potrzeba było to wyjaśnić!
Zapalił szybko pochodnię. Przystąpił z nią do łoża i oświetlił bladą, zmienioną twarz człowieka leżącego na ziemi.
Na widok, jaki ujrzał, odskoczył.
Ujrzał martwe rysy swego brata Marka! Umierający ostatkiem sił, dowlókł się aż do jego namiotu i nic już więcej uczynić nie mógł, tylko zimną już rękę podał bratu do pożegnania. Tak zaskoczyła go śmierć.
— Marku! mój bracie! — zawołał Jan Sobieski przejęty głęboką boleścią klękając przy martwem ciele.
Przemawiał do umarłego! Marek nie poruszał się ani słyszał... był trupem.
— Przyszedłeś tu pożegnać się ze mną, — rzekł Jan patrząc z najgłębszem wzruszeniem na brata, którego pierś przeszyta była kulą, — widzę cię znowu, ale tylko po to, aby się przekonać stanowczo o twojej śmierci Przyszedłeś, przywlokłeś się tutaj, ażeby mnie upewnić, że nie jesteś jeńcem, że powinienem cię opłakiwać! Oczy twoje zamknęły się na wieki! Rękę twoją śmierć lodem ścięła! Straciłem cię!
Jan ukląkł i pochylił się nad zwłokami brata, oświetlonemi czerwonym blaskiem pochodni.
Tak czuwał aż do rana.
Pożegnał się z poległym bratem.
Marka Sobieskiego pochowano we wspólnej mogile z innymi poległymi.
Żałosny odgłos trąb towarzyszył pogrzebowi.