Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/611

Ta strona została przepisana.
613
JAN III SOBIESKI.

Czerwony Sarafan stanął, popatrzył na niego przez chwilę, jakby nie rozumiejąc zapytania, a wreszcie rzekł:
— Święto będzie!.... czylisz nie słyszysz, że dzwonią?..
Cisza była dokoła. Sarafan słyszał dzwony, które milczały.
Następnie rzucił się z rusztowania i jednym skokiem zeskoczył na podwórze.
Zachciano mu się pójść gdzieindziej. Wpadł w jeden z korytarzy pałacu, a że wielkie drzwi pałacu były otwarte, dostał się bez przeszkody na ulicę i pobiegł jakby furye go ścigały.
Dobiegł tak aż na koniec miasta i tu nie mogąc iść dalej, wsunął się do jakiejś niszy w murze, w której stał posąg świętego, usiadł tam i oglądał się bojaźliwie na wszystkie strony.
Nieszczęśliwy Sefan miewał chwile, w których jakby pod wpływem jakiegoś poczucia swego stanu nie lubił pokazywać się ludziom.
Nareszcie zaświtał ranek.
Spowiednik modlił się jeszcze w pokoju skazanej, która już witała z łóżka po kilkogodzinnym spoczynku.
Służąca klęczała na boku i modliła się także.
Jagiellona przystąpiła do niej i kazała jej zgasić palące się jeszcze świece.
Raz jeszcze spróbował sędziwy zakonnik obudzić skruchę w zatwardziałem sercu skazanej, ale i tym razem słowa jego były daremne.
Jagiellona pozostała do ostatniej chwili nieugiętą, dumną, pozbawioną serca grzesznicą, o twarzy jak z marmu ru wykutej.
Głuchy odgłos bębnów dał się słyszeć i przybliżał się.
Słońce wschodziło i rzucało pierwsze czerwonawe swoje promienie na spoczywające jeszcze miasto.
Drzwi pokoju skazanej otworzyły się.
Wysoka, barczysta postać kata ukazała się na progu.
— Obnażyć szyję skazanej! — rzekł.
Służąca ze drżeniem spełniła rozkaz.
Kat obciął nożycami długie włosy skazanej i rzucił je.
Służąca z głośnym płaczem rzuciła się do nich, podniosła je i ucałowała.
Ona jedna zdawała się być przywiązaną do Jagiellony i opłakiwała jej śmierć.
Oficer straży wszedł do pokoju.
— Ostatnia chwila twa wybiła Jagiellono Wassalska, — rzekł donośnym głosem.
Bez obawy, dumna do końca, poddała się Jagiellona losowi.
Twarz jej była blada i nieruchoma.
Godzina kary nadeszła. Ona, która bez wzruszenia i bez współczucia decydowała o życiu innych, która się nie cofała przed żadnym środkiem usuwania tych co jej zawadzali, widziała teraz śmierć przed sobą i miała odpokutować swoje winy.
Pewnym krokiem wyszła z więzienia w towarzystwie kata i zakonnika.
Uderzono znów w bębny. Oficer straży zakomenderował, żołnierze otoczyli skazaną i jej towarzyszów.
Orszak poszedł słabo brzaskiem dnia oświetlonym korytarzem i zeszedł ze schodów.
Drzwi prowadzące na podwórze były otwarte. Warta stała przed niemi.
Gdy Jagiellona spostrzegła wzniesione na podwórzu rusztowanie dreszcz zimny przebiegł jej członki. Prędko jed nak zapanowała nad tem wrażeniem i poszła przez podwórze, gdzie znajdował się Czarnowski i dziesięciu innych dygnitarzy jako świadkowie.