Nagle na korytarzu dały się słyszeć czyjeś kroki, i zaraz potem otworzyły się drzwi.
Na progu ukazał się wysoki, silnie zbudowany mężczyzna w mundurze puł ków litewskich.
Kanclerz zerwał się z krzesła, zobaczywszy swego dawnego przyjaciela i towarzysza broni swojego zmarłego brata.
— Żarnecki! — zawołał Pac, wyciągając doń ręce.
— Tak, to ja, panie kanclerzu, — odpowiedział wchodzący.
— Przychodzisz do więźnia, wpuszczono cię do mnie. Przedewszystkiem jednakże witaj mi, mój przyjacielu! Zastajesz mnie w ręku mych wrogów!
— Z którymi zbyt zuchwale i zbyt ryzykownymi środkami walczyłeś, panie kanclerzu. Wiem wszystko. Przybyłem tutaj, ponieważ burgrabia jest mi oddany i otworzył mi drzwi na dole. I oto zastaję cię w tym dusznym pokoju czerwonej wieży.
— Jestem więźniem, Żarnecki.
— Nie gniewaj się o prawdę, panie kanclerzu, ale winą tego jest twoje postępowanie.
Wiesz, że byłem wiernym zawsze przyjacielem twojego brata i twoim, więc pozwól mi otwarcie mówić, co myślę! Źle postąpiłeś, panie kanclerzu, użyłeś środków, które sumienie potępia.
Pac milczał, patrząc ponuro przed siebie.
— Dałeś się skusić do przejścia na stronę Turków, było to dziełem Jagiellony Wassalskiej, która już życiem przypłaciła swe winy.
— Wojewodzina nie żyje? Stracono ją? — zapytał Pac przerażony.
— Dziś rano.
— To niesłychane!
— Dość jednak jednej ofiary, — mówił Żarnecki, — słusznej zapewne, ponieważ wojewodzina była i twoim złym duchem, panie kanclerzu.
— Ja będę drugą ofiarą!
— Obawiam się, żeby do tego nie przyszło, i dlatego zamierzam temu zapobiedz!
— Mój przyjacielu, lękam się, czy nie zapóźno powziąłeś ten zamiar, — rzekł Pac.
— Nie zapóźno, ponieważ żyjesz je szcze!
— Skażą mnie na śmierć niezawodnie!
— Do tego nie przyjdzie, panie kanclerzu. Mam wielu przyjaciół, wielu stronników! Nie chcą oni drugiej ofiary, dość będzie, gdy pójdziesz na wygnanie, a kiedyś przecież będziesz mógł wrócić do kraju.
— W jakiż sposób chcesz tego dokonać, Żarnecki?
— Musisz uciec, kanclerzu! — Łatwo to powiedzieć, ale trudniej wykonać.
— Moi przyjaciele i ja dopomożemy ci.
— Wieża jest dobrze strzeżoną!
— Jutrzejsi wartownicy nie stawią przeszkody! Te drzwi od twego pokoju zostaną otwarte. Gdy o północy usłyszysz na dole wystrzał, będzie to znakiem, żebyś zeszedł na dół. Ja się postaram, żeby drzwi i tam były otwarte.
— Dobrze, Żarnecki, liczę na ciebie.
— Wszystko zresztą mnie pozostaw. Wiesz, że mam wioskę w okolicach Warszawy, tam cię zawiozę w nocy.
— Bramy miejskie są zamknięte! — Furtka zamkowa będzie otwarta, ja się o to postaram.
— Więc zgoda, zejdę, gdy strzał usłyszę.
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/613
Ta strona została przepisana.
615
JAN III SOBIESKI.