Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/615

Ta strona została przepisana.
617
JAN III SOBIESKI.

Krzyk ten zwołał całą straż. Wszczął się zamęt trudny do opisania.
Oficer pobiegł szybko na górę i przekonał się, że kanclerza nie było rzeczywiście. Mógł jednak uciec dopiero teraz, korzystając z zamętu. Potrzeba było schwytać go natychmiast.
Nie tracąc chwili czasu, oficer obstawił wartą wszystkie wyjścia z podwórza i pośpieszył z doniesieniem do swego przełożonego, komendanta zamku.
Gdy z nim powrócił na podwórze zamkowe, dowiedział się, że drzwi w sztachetach były otwarte.
Komendant wydał natychmiast potrzebne rozporządzenia. Kazał jeźdźcom wyruszyć w pogoń i wyznaczył oddział żołnierzy do przeszukania ogrodu.
Wkrótce w całym zamku panowała nieopisana wrzawa.
Niezadługo oficer, dowodzący strażą, przekonał się, że furtka, znajdująca się w murze, otaczającym ogród zamkowy, była otwarta. Nie było prawie wątpliwości, że kanclerz uszedł tamtędy.
Zawiadomiono o tem komendanta, który znowu wysłał żołnierzy jezdnych w tym kierunku.
Żołnierze ci napotkali dwóch Cyganów idących do miasta i zatrzymawszy ich pytali, czy nie widzieli człowieka uciekającego z miasta.
Cyganie wyznali, że przed półgodziną spotkali jakiegoś mężczyznę i wskazali kierunek, w którym się udał.
Jeźdźcy puścili się natychmiast w tym samym kierunku.
Była jeszcze noc ciemna, gdy przybyli do wioski, w której znajdował się stary dwór, a w blizkości kaplica. Wieś sama leżała w znacznej odległości od dworu i kaplicy, w której noc i dzień paliło się światło gdyż była zawsze dla pobożnych wędrowców otwarta.
Jeźdźcy z daleka widzieli wyraźnie światło, ale gdy się do kaplicy zbliżyli, zastali drzwi jej zamknięte.
Zwróciło to ich uwagę i jeden z nich podjechał do okna, przez które, stanąwszy w strzemionach mógł zajrzeć do głębi.
Gdy spojrzał wydał krótki okrzyk zadowolenia. W tej chwili jednak zagasły świece na ołtarzu i w kaplicy zapanowała ciemność.
— Jest w kaplicy, widziałem go! — zawołał ów jeździec do towarzyszów.
— Musiał nas słyszeć, gdyż nie byłby gasił świateł, — odpowiedział drugi.
— Trzeba otoczyć kaplicę, nie ujdzie nam! — rzekł trzeci.
— Dostaniemy go! — zawołali inni.
Jeźdźcy objechali kaplicę dokoła i przekonali się, że drugiego wyjścia z niej nie ma.
— Czy poznałeś dobrze kanclerza? — rzekł jeden z jeźdźców do swojego towarzysza, który przez okno patrzył wewnątrz kaplicy, a następnie zsiadł z konia, — czy poznałeś go dobrze?
— Jest w kaplicy! Widziałem go! Jeden niech stanie przed drzwiami, a dwaj pójdą do kaplicy, — odpowiedział zapytany, przywiązując konia.
Dwaj inny jeźdźcy zeskoczyli z koni i przywiązali je w blizkości.
Następnie wszyscy trzej przystąpili do drzwi kaplicy i zapukali.
Nie było odpowiedzi ani żadnego szmeru z wnętrza kaplicy.
Jeden z jeźdźców zapukał głośniej, ale drzwi nie otworzono.
— Cóż zrobimy? — zapytał jeden.
— Musimy się tam dostać! — rzekł inny.
— Drzwi ani okna wyłamywać nie możemy, — zauważył pierwszy, — ale poczekajcie! Możemy w tamtej chacie zażądać pomocy.