Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/617

Ta strona została przepisana.
619
JAN III SOBIESKI.

Świtał już ranek i blady brzask dostawał się do wnętrza przez otwarte drzwi kaplicy.
Nagle zauważył pierwszy jeździec przy kropielnicy mały żelazny pierściań na podłodze.
Pochylił się i spostrzegł, że brzeg tafli w tem miejscu był widoczny, co świadczyło, że musiała być podnoszoną lub też nie dobrze spojoną z innemi.
Zawołał swoich dwóch towarzyszów i pokazał im zdradzieckie miejsce. Następnie ujął pierścień i bez wielkiego trudu podniósł taflę.
Okazał się czworokątny, ciemny otwór dość wielki na pomieszczenie człowieka.
— Tędy zeszedł, — rzekł do kolegów, — tam musi być piwnica lub grobowiec. Dajcie mi świecę, zejdę za nim. Drugi jeździec przyniósł świecę i podał ją towarzyszowi, który przykląkł i zaświecił do otworu.
— Tam są schody! — rzekł, — tu na górze nie potrzebujemy szukać kanclerza ani czekać na niego. Jest on tam!
Zeszedł.
Dwom jego kolegom zdawało się, jak gdyby światło, które niósł z sobą, nikło nagle albo zagasło i przyszło im na myśl, że musi tam być korytarz podziemny.
Zawołali swego kolegi.
Nie było jednak odpowiedzi.
— Muszę zobaczyć co tam jest, — rzekł drugi jeździec i zeszedł na dół.
Ten także zniknął w ciemności, a w kaplicy robiło się coraz widniej.
Trzeci jeździec stał na górze przy otworze i czekał. Po niejakim czasie, nie mogąc się doczekać swych towarzyszów, zawołał na nich.
Nie było żadnej odpowiedzi.
Ciekawość skłoniła trzeciego jeźdźca do zejścia również w głąb, aby zobaczyć, co robią dwaj jego koledzy, oraz czy tam nie ma kanclerza.
Wziął on drugą świecę i zeszedł w głąb.
Znalazł się w rodzaju korytarza.
Wołał.
Panowała jednakże cisza.
Gdzie byli dwaj jego towarzysze? Chciał iść dalej, nagle jednak zagasła świeca, którą trzymał w ręku.
W tej chwili na spienionym koniu przybył Żarnecki do kaplicy i spostrzegł przy niej konie trzech jeźdźców z gwardyi królewskiej. Jeźdźcy, których widać nie było, musieli być w kaplicy.
Żarnecki zeskoczył z konia, przywiązał go również i wszedł do kaplicy, w której zwykle paliły się świece, odnawiane po wypaleniu się przez człowieka z sąsiedniej wioski.
Tym razem świec na ołtarzu nie było i jeźdźców także nie było w kaplicy.
Nagle Żarnecki spostrzegł, że znany mu otwór jest otwarty.
Gdzie był kanclerz? Gdzie byli trzej jeźdźcy?
Że jeźdźcy zeszli do otworu, było niewątpliwem. Żarnecki mógł ich teraz uwięzić chwilowo. Domyślił się, że oni wzięli z sobą świece.
Przedewszystkiem trzeba było zyskać na czasie, znaleźć i zabezpieczyć kanclerza.
Żarnecki przystąpił do otworu i słuchał.
W głębi otworu panowała cisza.
Żarnecki przykrył otwór taflą, potem wyszedł z kaplicy i zamknął ją za