Wychowski przystąpił eto niszy i ujrzał w ciemności czerwonego Sarafana, którego odgłos jego kroków obudził i który nań patrzył szeroko rozwartemi oczyma.
— Sarafanie, — rzekł kapitan, — czego tu siedzisz?
— Cicho kapitanie! Pst! Chodź tutaj i ukryj się! — odpowiedział z cicha czerwony Sarafan, — Tatarzy nadchodzą! Hi, hi, hi!... Jeśli nas znajdą to nas powieszą na pierwszem drzewie!
— Czy nie wiesz, gdzie jesteś, Sarafanie? — zapytał Wychowski.
— Schowałem się! Nie pokazuj się, kapitanie. Tatarzy blizko!
— Nie obawiaj się, Sarafanie! Nie przyjdą oni aż tutaj, — rzekł Wychowski, trafiając w myśl obłąkanego, — król jest tutaj.
— Król i jego wojsko?
— Chodź ze mną! Król chce cię widzieć!
Sarafan roześmiał się.
— Król jest dobry, — szepnął, — gdy król przyjdzie ze swojem wojskiem to niczego bać się nie trzeba! Ale Tatarzy nie robią ceremonii. Dawniej było inaczej. Puszczali mnie.
— Król ich pobił i rozpędził!
— Czy tak? — zawołał czerwony Sarafan, podskakując z zadowoleniem, — hej! ha! to dobre! Król ich pobił! Król ich rozpędził!
Czerwony Sarafan zaczął biegać śmiejąc się.
— Chodź ze mną, Sarafanie, zaprowadzę cię do króla.
— Więc nie będzie szedł tędy?
— Nie, musimy pójść do niego.
Czerwony Sarafan zdawał się tego nie rozumieć. Stał i patrzył lękliwie i z bojaźnią na kapitana Wychowskiego.
— Jeżeli pobił Tatarów, — rzekł, — to będzie tędy przechodził.
— Już przeszedł, gdy ty spałeś!
— Czy tak? Nie słyszałem go!
— A więc chodź ze mną.
Nie podobało się to jakoś czerwonemu Sarafanowi, a Wychowski nie chciał użyć siły.
Nagle przyszedł mu na myśl podstęp.
— Musimy się usunąć dalej, Sarafanie, — rzekł, — nie możesz tu zostać. Mógłby nadejść jaki zapóźniony oddział Tatarów.
Sarafan pochylił się i oglądał na wszystkie strony.
— Tak myślisz, kapitanie? — zapytał, — a wojewodzina jest z nimi?
— Wojewodzina już nie żyje, Sarafanie!
— Nie żyje?... Ha! ha! ha!... nie żyje! nie żyje! — powtórzył Sarafan kilkakrotnie.
— Chodź ze mną! Musimy iść, bo Tatarzy nadejść mogą!
Teraz dopiero czerwony Sarafan zaczął się zgadzać.
— Tędy iść musimy, tędy — wskazywał drogę kapitan.
— A gdzież król z wojskiem, kapitanie?
— Chodź, idziemy do niego.
Po długiej certacyi czerwony Sarafan wreszcie poszedł za kapitanem, ale po drodze Wychowski miał z nim niemało kłopotu, nim wreszcie przyprowadził go do zamku.
Król tymczasem kazał podać światło i usiadłszy za stołem, zaczął rozmyślać i rozpatrywać się w wielkiej mapie.
Nagle w przedpokoju dał się słyszeć stłumiony hałas i bieganina, poczem wkrótce otworzyły się drzwi i wszedł adjutant mocno wzburzony.
— Co się stało? — zapytał Sobieski, któremu zaraz przyszło na myśl,
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/622
Ta strona została przepisana.
624
JAN III SOBIESKI.