Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/623

Ta strona została przepisana.
625
JAN III SOBIESKI.

że czerwonemu Sarafanowi mogło się stać jakieś nieszczęście? — czy kapitan Wychowski nie powrócił.
— Nie, najjaśniejszy panie. Mam nieprzyjemną wiadomość zakomunikować waszej królewskiej mości, — rzekł adjutant.
— Czy stało się jakie nieszczęście? — zapytał król.
— Sądzę, że tak nazwać trzeba. Kanclerz Pac uciekł przed chwilą, najjaśniejszy panie.
— Jakto... uciekł?... z wieży?...
— Nie można dotąd pojąć, jak się to stało, najjaśniejszy panie. Kanclerz musiał mieć pomocników.
— Ma jeszcze przyjaciół, którzy nie chcą dopuścić procesu o zdradę, — rzekł król z gniewem, — zarządzić pogoń natychmiast! Musi być pociągniętym do odpowiedzialności. Taka jest moja wola!
Król wydał rozkaz przywołania oficera dowodzącego wartą.
Adjutant wyszedł i wkrótce wrócił z bladym i pomięszanym oficerem.
— Stało się coś niepojętego, — rzekł król surowo, — nie spodziewam się, żebyś pan należał do pomocników kanclerza.
Oficer opowiedział co zaszło.
— Kto strzelał? — zapytał Sobieski.
— Pan Żarnecki, najjaśniejszy panie.
— Jak śmiał strzelać w zamku?
— Coś mu się pokazało w ciemności, najjaśniejszy panie.
— Odkądżeto pan Żarnecki jest tak lękliwy? Odkądżeto żołnierze schodzą z warty na głos wystrzału? — mówił Sobieski żywo, — wszystko to wygląda na zmowę. Nie rozumiem przytem i tak, jakim sposobem więzień wyszedł, jeżeli był zamknięty?
— To jeszcze nie wyjaśnione, najjaśniejszy panie. Zdaje się, że tu zaszło jakieś zaniedbanie.
— Nie jest to przypadek, młody oficerze, jest w tem wyraźny związek, wyraźny zamiar. Gdzie pan Żarnecki!
— Oddalił się, najjaśniejszy panie.
— I sądzisz pan, że to był przypadek? Chcę, żeby wszystko zaraz zostało zarządzone dla schwytania zbiega! — rzekł król, — gdzie jest komendant zamku.
— Organizuje pogoń, najjaśniejszy panie.
Król skinął. Młody oficer wyszedł.
W chwili, gdy wychodził, ukazał się Wychowski z czerwonym Sarafanem, którego nareszcie sprowadził. I teraz jeszcze niełatwo go było nakłonić, żeby szedł dalej, gdyż nie okazywał żadnej chęci wejść do zamkniętych części zamku.
Sarafan wyglądał jeszcze okropniej niż zwykle. Rude jego włosy były w nieładzie. Twarz zapadła miała pergaminową cerę. Oczy biegały niespokojnie, dziko, świadcząc o obłąkaniu umysłu, którego były odbiciem Ubranie czerwone zabrudzone i podarte, stanowiło rażący kontrast z wspaniałemi, tkanemi złotemi trzewikami
Kapitan z trudem nakłonił go, żeby wszedł do gabinetu. O poprzedniej zmianie odzieży Sarafan ani chciał słuchać.
Król usłyszawszy kapitana rozmawiającego z Sarafanem, otworzył sam drzwi gabinetu.
— Jesteś tu biedny Sefanie, — rzekł.
I ujrzawszy podartą jego odzież, spojrzał z wyrzutem na Wychowskiego.
— Niepodobna go było namówić do zmienienia odzieży, najjaśniejszy panie, — rzekł Wychowski, — jest