czy w odurzeniu wydało mi się, że słyszę głos ludzki...
— Ja tam nie byłem, panie kanclerzu! Szukałem cię w tym budynku i znalazłem nareszcie w korytarzu!
— Jeżeli tak, to nie pojmuję co się ze mną stało, — mówił Pac dalej, — snem to być nie mogło. Jakiś człowiek wyprowadził mnie tutaj, ale tu straciłem przytomność, a raczej nie odzyskałem jej jeszcze.
— Któż jednak mógł cię ocalić i wyprowadzić, panie kanclerzu, kiedy tu nie ma nikogo, — zarzucił Żarnecki.
— Tego nie wiem. Pamiętam tylko, że jakaś ręka mnie ujęła.
— To niepojęte!
— Byłbym bez ratunku zgubiony gdyby nie ta ręka!
— Wyjdźmy przedewszystkiem z tego korytarza, panie kanclerzu, — rzekł Żarnecki, — tu jest pokój z łóżkami, na którem będziesz mógł wypocząć i przyjść do siebie.
Pac wstał, lecz był jeszcze tak słaby, że drżał cały.
Żarnecki otworzył poblizkie drzwi, prowadzące do dość ciemnego pokoju o jednem oknie okrytem kurzem. Po obu stronach tego pokoju stały łóżka, a na środku stół i kilka krzeseł.
Kanclerz zawlókł się do tego pokoju i położył na łóżku. Żarnecki otworzył okno dla odświeżenia powietrza.
— Ukryję cię tu, panie kanclerzu, — rzekł, — i postaram się, żeby cię nikt nie znalazł. Przedewszystkiem musisz wypocząć, a ja tymczasem zobaczę, gdzie się podzieli trzej jeźdźcy, których konie widziałem przed kaplicą. Muszą być gdzieś niedaleko.
— Może także zeszli do podziemia, szukając mnie, — odrzekł Żarnecki, — jeżeli tak, to zginęli niezawodnie.
— I o tem chcę się przekonać.
— Jakto?... więc chciałbyś?..
— Zejść także do podziemia, panie kanclerzu!
— Nie czyń tego, bo zginiesz!
— Wiem o niebezpieczeństwie, będę więc ostrożnym, — odparł Żarnecki, — w każdym razie muszę się dowiedzieć, gdzie są ci jeźdźcy.
— Nie opuszczaj mnie jeszcze! Jestem w niebezpieczeństwie, — mówił Pac, — zostań tutaj!
Żarnecki został.
Raz jeszcze napiwszy się wody kanclerz padł na poduszki i zdawał się zasypiać.
Żarnecki pozostawił okno otwarte.
Powoli ściemniło się zupełnie.
Wjednym z pokoików opuszczonego domu, Żarnecki dostrzegł małą oszkloną latarkę, w której był jeszcze kawałek świecy.
Wziął tę latarkę, zapalił świecę i chciał zejść do podziemia. Przedtem jednak postanowił z pobliskiej wioski przynieść coś do zjedzenia dla siebie i dla kanclerza, który bardzo potrzebował posiłku.
Udał się zatem spiesznie na wieś po chleb, mięso, ser i co znaleźć było można. Wieśniacy chcieli mu to zanieść, ale Żarnecki nie pozwolił na to, wziął sam co mu było potrzeba i powrócił do opuszczonego domu.
Poszedł umyślnie drogą prowadzącą koło kaplicy, aby zobaczyć, czy tam są jeszcze trzy konie żołnierzy, gdyż swojego konia zaprowadził już przedtem do opuszczonego domu.
Zauważył, że były tylko dwa konie, jednego brakło. Żołnierzy widać, ani słychać nie było.
Powróciwszy do opuszczonego domu i nie znalazłszy tam także śladu bytności niczyjej, Żarnecki zaniósł żywność do jednego pokoju, i powrócił
Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/626
Ta strona została przepisana.
628
JAN III SOBIESKI.