Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/627

Ta strona została przepisana.
629
JAN III SOBIESKI.

do pokoju, w którym spał Pac, po latarkę.
Przedewszystkiem postanowił zobaczyć, czy żołnierze nie powrócili tymczasem do kaplicy.
Z latarką w ręku wyszedł do starostwa i udał się do kaplicy.
Jeźdźców w niej nie było.
Kanclerz zatem musiał mieć słuszność, że znajdowali się w podziemiu.
Podniósł taflę, zaświecił i zaczął wołać.
Nie było odpowiedzi.
Zeszedł ostrożnie na dół.
Na dole uczuł tak niezdrowe powietrze, że dopiero teraz zrozumiał słowa kanclerza. Nikt w tem powietrzu nie mógł żyć długo.
Przy blasku latarni mógł dość dokładnie widzieć miejscowość.
Uszedłszy kilka kroków, dostał się do wielkiego, ale niskiego podziemia, zapełnionego trumnami. Stare trumny oparły się czasowi i trwały prawie nienaruszone, nowsze porozpadały się, i widać z nich było przegniłe części odzieży i szkieletów.
Było to straszne miejsce. Widok, jaki Żarnecki miał przed sobą, tłómaczył mu, dlaczego powietrze było tak zepsute.
Dreszcz przebiegał po jego ciele. Szedł jednak dalej i wołał.
Nie było odpowiedzi.
Nagle ujrzał przed sobą na ziemi człowieka.
Żarnecki pochylił się i oświetlił twarz obumarłego.
Był to jeden z jeźdźców.
Żarnecki zawołał na niego i wstrząsnął nim.
Darmnie! Żołnierz już nieżył. Wyziewy powietrza zadusiły go.
I Żarnecki czuł, że nie mógłby zostać tu dłużej, bo także doznawał zawrotu. Siłą woli jednakże trzymał się na nogach.
Jednego jeźdźca znalazł. Leżał on martwy u jego stóp. Przypłacił życie wejście do podziemia. Zgaszona świeca z ołtarza leżała jeszcze przy nim.
Żarnecki poszedł dalej. W niejakiej odległości spostrzegł drugie martwe ciało.
Był to drugi żołnierz! I ten nie dawał znaku życia.
Żarnecki musiał się śpieszyć, aby nie uledz losowi jeźdźców, bo już trudno mu było oddychać. Trzeciego jeźdźca nie znalazł.
Przy pomocy latarni z łatwością wrócił do wejścia.
Dostawszy się napowrót do kaplicy, podziękował Bogu i szybko zamknął otwór.
Wszystko tańczyło koło niego, musiał wypocząć kilka chwil.
Następnie wyszedł z kaplicy, zamknął drzwi i odetchnął świeżem powietrzem nocnem, co mu wróciło zupełną przytomność.
Powrócił do opuszczonego domu i postanowił czuwać nad kanclerzem przez tę noc, a nazajutrz wyprawić go dalej, gdyż dłużej zostać tu nie mógł, ponieważ pogoń mogła nadejść zaraz nazajutrz.
Zamknął drzwi za sobą i udał się do pokoju, w którym Pac się znajdował.
Zastał kanclerza śpiącego głęboko.
Przystąpił pocichu do okna i zamknął je. Zgasił światło, unikając wszelkiej zdradzieckiej poznaki i usiadł na innem łóżku w tym samym pokoju.
Zamierzał czuwać. Słuchał. Cisza panowała dokoła.
Ciemność i spokój wywierały swój wpływ na Żarneckiego. Przez jakiś czas jeszcze opierał się pokusie zam-