Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/628

Ta strona została przepisana.
630
JAN III SOBIESKI.

knięcia oczu, powoli jednak wola jego osłabła i wpadł w stan szczególnego odurzenia. Nie wiedział co się z nim dzieje.
Członki jego ociężały i zdawało mu się, że jakiś ciężar go przytłacza, że oddycha powietrzem, które powoli pozbawiało go zmysłów.
Co to było? co się z nim działo?
Nie miał dość przytomności, ażeby sobie zdać z tego sprawę. Znużenie owładnęło nim szybko. Nie mógł się oprzeć pociągowi do snu.
Upadł na posłanie i doznał uczucia rozkoszy, któremu poddał się chętnie.
Zapomniał o wszystkiem, co działo się koło niego i co sobie postanowił. Usnął i oddychał dusznem powietrzem, przepełnionem wyziewami, które z podziemnego korytarza dostawało się do pokoju.
Upłynęła może godzina, gdy dał się słyszeć jakiś szmer, tak słaby, że tylko wśród ciszy nocnej mógł być słyszanym.
Ale Żarnecki, ani kanclerz nie słyszeli go.
Wkrótce potem powoli i pocichu otworzyły się drzwi.
W pokoju było tak ciemno że, nie można było widzieć, kto wszedł.
Wchodzący szedł powoli. Potrącił nogą o latarkę, postawioną na podłodze przez Żarneckiego, i zbliżał się do łóżka, na którem spał kanclerz.
— Wstań! — mówił, — wstań! Tutaj pozostać nie możesz! Był to ten sam głos, który kanclerz słyszał na dole w grobowcu, teraz jednakże zdawał się go nie słyszeć.
— Na wszystkich świętych, obudź się! — brzmiał głos, — tutaj byłbyś zgubiony!
Ale Pac nie poruszał się.
Postać zbliżyła się o drugiego łóżka.
— Obudź się! — rzekła, — wstań!
Żarnecki przewrócił się odurzony.
Kto go wołał? Kto mówił do niego?
Słyszał głos wyraźnie, ale nie miał jeszcze tyle siły, żeby się podnieść.
Raz jeszcze odezwał się głos przestrogi.
Czyżby Żarneckiego i kanclerza nie można się już było dobudzić? Czyżby postać przyszła zapóźno?
Za chwilę miało się to rozstrzygnąć.

153.
Relacya jeźdźca.

Gy żołnierz śpieszący z doniesieniem do Warszawy obudził się, stał koło niego inny jeździec, który nań wołał.
Słońce już było wysoko na niebie.
Leżysz tu i śpisz? — mówił jeździec, — ścigamy kanclerza Paca.
— I my także ścigaliśmy, — odpowiedział pierwszy, zrywając się, — ale muszę teraz pędzić do Warszawy, do komendanta zamku, bo mam mu złożyć ważne doniesienia.
Tu opowiedział swemu koledze to, co zaszło.
— A gdzież dwaj inni, którzy z tobą byli? — zapytał nowoprzybyły.
— Albo są jeszcze w podziemiu, albo wydobyli się tymczasem, — odpowiedział żołnierz dosiadając konia.
— Komendanta nie zastaniesz w Warszawie, jest on w drodze z silniejszym oddziałem, który poszukuje kanclerza.
— Hm! gdzież go zatem znajdę?