Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/630

Ta strona została przepisana.
632
JAN III SOBIESKI.

— Tak, panie kapitanie, tam się spuścił.
— Czyście obsadzili tę kaplicę.
— Spuściliśmy się do podziemia wszyscy trzej po kolei, — mówił żołnierz dalej, — wołałem na moich kolegów, ale to straszne miejsce. Świece tam gasną, człowiek głowę traci, trumny dokoła...
— Cóż to? stchórzyliście? — rzekł Wychowski surowo.
— Nie stchórzyłem, panie kapitanie, ale tam było ciemno, jak w grobie, i gdym uczuł, że tracę przytomność, wróciłem szybko, ostatkiem sił.
Tu żołnierz opowiedział wszystko, co dalej zaszło.
— I myślisz, że kanclerz jest jeszcze w podziemiu?
— Kanclerz i dwaj moi koledzy, panie kapitanie.
— Nikt ci nie odpowiadał?
— Nikt, panie kapitanie, cisza grobowa była! Na moje zbawienie, oni tam wszyscy poginęli!
— Jakto?... więc sądzisz, że nie żyją?... I kanclerz?...
— Nie wiem z pewnością, panie kapitanie, ale tak mi się zdaje, gdyż i ja byłbym zginął, gdybym jeszcze kwadrans musiał przepędzić w tem podziemiu!
— Jest to rzeczywiście ważna wiadomość, — przyznał Wychowski.
— Być może jednak, że kanclerz jeszcze żyje, — dodał żołnierz.
— Skąd to wnosisz?
— Może pod ziemią jest komunikacya między kaplicą a opuszczonym domem.
— Dlaczegoś się o tem nie przekonał? — zapytał Wychowski.
— Nie można było, panie kapitanie, byłem sam i trzeba było tu złożyć raport. Kaplicę i dom opuszczony trzeba otoczyć, na to trzeba więcej żołnierzy, niktby sam nic nie poradził. Uciec kanclerz nie mógł. Prędzej zginąć. Dom jest zamknięty i niezamieszkały. Jeżeli rzeczywiście tam się dostał, to jest tam jeszcze.
— Zaczekaj tutaj, — odrzekł Wychowski i udał się do gabinetu króla, aby mu zakomunikować tę wiadomość.
Sobieski dał natychmiast rozkaz Wychowskiemu, aby z silnym oddziałem jezdnych udał się na miejsce.
Wychowski powrócił do żołnierza i oficera służbowego i rozkazał temu ostatniemu przygotować do wyjazdu trzydziestu jeźdźców.
— Będziesz naszym przewodnikie, — rzekł do żołnierza, gdy oficer odszedł, — wyruszymy w drogę natychmiast. Jeszcze tej nocy będziemy na miejscu. Chodź za mną!
Wychowski z żołnierzem wyszedł na podwórze zamku.
Trzydziestu jeźdźców gwardyi królewskiej dosiadało już koni.
Wychowski kazał także przyprowadzić swojego konia, dosiadł go i polecił jeźdźcowi, który przybył z doniesieniem. ażeby pozostał przy nim.
O ciemnej nocy oddział wyruszył w drogę.
Gdy przebyli bramę miasta, Wychowski szybko pojechał naprzód.
Jeźdźcy wszyscy puścili się za nim.
W kilka godzin potem przybyli do pogrążonej w ciemności kaplicy. Żołnierz, jadący koło kapitana gestem wskazał mu kaplicę.
— Jesteśmy na miejscu, panie kapitanie, — rzekł.
Wychowski zatrzymał konia. Jeźdźcy poszli za jego przykładem. Wszyscy zeskoczyli z koni i przywiązali je do poblizkich drzew.
— Oto jest kaplica, a tam szukać bo światło gaśnie.