Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/633

Ta strona została przepisana.
635
JAN III SOBIESKI.

Pac tymczasem jechał bez spoczynku i dostał się wkrótce na drogę bitą.
Księżyc wyjrzał z za chmur i oświecał uchodzącego kanclerza, oraz drogę i otaczające ją pola.
Pac jechał prędko, ażeby oddalić się o ile podobna najbardziej, nim się dzień zrobi.
Nagle na rozstajnej drodze ujrzał wysoką statuę Matki Boskiej, i zaraz potem koń jego cofnął się z szeroko rozwartymi nozdrzami.
Co to znaczyło?
Kanclerz miał zamiar właśnie zmówić krótką modlitwę, gdy zaszło coś takiego, co mu przerwało modlitwę, jak gdyby nie był godnym podnosić głosu do Boga.
Ukazała się nagle postać, którą najpierw spostrzegł koń, i której się przestraszył.
Pac nie wierzył swoim oczom.
Przed nim stał wykrzywiony i śmiejący się strasznie czerwony Sarafan.
Wyglądał on w tej chwili tak okropnie, że kanclerz zdrętwiał na jego widok. Stawało przed nim straszne widmo wojny i śmierci, zawdzięczające życie owej kobiecie, która już swoje zbrodnie śmiercią okupiła.
Nim Pac zdołał się uspokoić i skończyć modlitwę, czerwony Sarafan jednym skokiem skoczył za niego na konia.
Lubił on robić takie rzeczy. Śmiał się zadowolony i wydawał niezrozumiałe okrzyki.
Kanclerzowi obecność czerwonego Sarafana na tym samym koniu bynajmniej nie sprawiała przyjemności.
— Precz stąd! — wołał w gniewie, — czego chcesz tutaj przeklęte widmo?
— Chcę jechać z tobą braciszku! — śmiał się głośno czerwony Sarafan, — we dwóch jedzie się tak dobrze!
— Precz z mego konia, wyrzutku piekielny! — pienił się gniewem kanclerz, i chciał się obrócić, ażeby użyć siły.
Było to jednak niemożebne. Sarafan siedział silnie, jak przyrosły do konia.
W tej chwili koń podskoczył dziko i puścił się wśród księżycowej nocy z dwoma jeźdźcami.
Czerwony Sarafan objął Paca i pochwycił za cugle coraz szybciej pędzącego konia. Śmiał się, gdy iskry sypały się za nimi, gdy piasek i kamienie wzbijały się w powietrzy. Śmiech jego niemiły i przeraźliwy daleko rozlegał się w powietrzu.
Do strasznej jazdy był zmuszony uciekający kanclerz, nie był jednakże w stanie wydobyć się z rąk czerwonego Sarafana, którego nazywał widmem i w którego towarzystwie pewnym był śmierci. Koń pędził coraz szybciej, a czerwony Sarafan śmiał się coraz bardziej złowrogo.
Spłoszonego konia niepodobna było powstrzymać. Przesadził on szalonym skokiem rów ciągnący się wzdłuż drogi bitej i puścił się przez pola tak szybko, że kanclerz zgubił kapelusz i włosy jego wiatr rozwiewał tak, jak rudą czuprynę czerwonego Sarafana.
Nareszcie zaczęło świtać.
Pac zdołał wreszcie pochwycić cugle, które czerwony Sarafan luźno trzymał w ręku. Ująwszy cugle, przyciągnął je silnie do siebie, ażeby powstrzymać konia.
Wywarło to jednak skutek przeciwny i skłoniło spłoszone zwierzę do jeszcze szybszego biegu.
Rozwidniło się.