ła oddalać się, jak gdyby nowe nieszczęście groziło.
Znaczniejszy oddział wojska pod dowództwem wojewody Michała Wassalskiego opuścił następnej nocy obóz, udając się w kierunku rzeki.
Potrzeba było zrekognoskować tę część kraju i zebrać kilka pomniejszych znajdujących się tam oddziałów. Po dopełnieniu tego oddział Wassalskiego wzmocniony miał powrócić do obozu.
Jednego z następnych dni wieczorem Wassalski przybył do starego drewnianego budynku znajdującego się nad brzegiem rzeki, w którym zazwyczaj przebywali rybacy, ale który w tej chwili był niezajęty.
Postanowił przenocować w tym budynku, żołnierzom zaś polecił urządzić sobie dookoła legowisko i zapalić ognie.
W pustej budowli paliło się łuczywo, rzucając skąpe światło dookoła.
Zaledwie wojewoda zjadł przekąskę, którą mu przyniósł służący, gdy dał się słyszeć gwar rozmowy i brzęk pałasza.
W tej chwili otworzyły się drzwi.
Wassalski spojrzał na wchodzącego.
Przy blasku pochodni ukazała się wysoka, smagła postać Jana Sobieskiego. Twarz jego była blada, gniew i straszliwe oburzenie wypiętnowane by ły na niej. Ponury wzrok jego wzrócił się na Wassalskiego. Sobieski wyjechał za nim i doścignął go nareszcie. Wszedł.
— Michale Wassalski! — rzekł donośnym głosem, — szukam cię! Wojewoda przybrał dumną postawę... przeczuwał, czego chce Sobieski.
— Czego chcesz odemnie, Janie Sobieski, — zapytał.
— Mam ci zadać pytanie, wojewodo!
— I aby zadać mi pytanie, przybyłeś tutaj? — zawołał Michał Wassalski szyderczo, — nie możnaż było zaczekać, aż powrócę do obozu?
— Nie! tak długo nie mogłem i nie chciałem czekać, bo moje pytanie jest ważne!
— Więc zadawaj je prędko! już późno!
— Przychodzę z tobą zrobić porachunek, Michale Wassalski!
— Jakim to tonem przemawiasz do mnie? — zawołał drgnąwszy wojewoda, — na wszystkich świętych, nie waż się przemawiać w ten sposób!
Jan Sobieski przystąpił do drzwi i otworzył je.
— Zbliżcie się, szlachetni przyjaciele i towarzysze broni, — rzekł, — będziecie świadkami tego spotkania!
Wassalski spojrzał w stronę drzwi.
Dwaj rycerze weszli do budynku. Byli to wojewodowie Wiśniowiecki i Grochowski.
— Co znaczy ta scena? — zapytał Wassalski.
— Dowiesz się zaraz, Michale Was salski! dwaj szlachetni wojewodowie zgodzili się wysłuchać, o co cię oskarżam i być świadkami tego spotkania, które między nami rozstrzygnie.
— Na zbawienie moje, co ty sobie myślisz młody zuchwalcze? — zawołał Wassalski doprowadzony do wściekłości, porywając szpadę.