Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
 10
JAN III SOBIESKI.

wązkiemi, ciemnemi ulicami.
Straż tymczasem pośpieszyła przeszukiwać fosy i drogi.
Gdy kasztelan krakowski przybył do zamku, zbliżyło się kilku służących, aby odebrać od niego konia. Z młodzieńczą prawie rzeźwością zeskoczył z wierzchowca i udał się do zamku, gdzie stary służący oczekiwał go ze świecznikiem.
Poprzedzany przez służącego Jakób Sobieski poszedł po szerokich schodach na górę i udał się do swej wysokiej, obszernej sklepionej komnaty.
Stary sługa postawił lichtarz na ciężkim, snycerską robotą ozdobionym stole, stojącym na środku pokoju i oddalił się, zabrawszy płaszcz i kapelusz swojego pana.
Można było teraz zobaczyć, że stary kaszteln krakowski był człowiekiem wysokiego wzrostu i pomimo podeszłego wieku bynajmniej nie pochylonym. Włosy jego i broda były siwe, prawie białe, twarz szlachetna i poważna.
Jakób Sobieski miał na sobie czarną, sznurami wyszywaną czamarę, czarne szerokie pantalony i wielkie buty do konnej jazdy. Przy boku jego wisiała szabla, na szyi nosił kosztowny łańcuch, oznakę swego dostojeństwa.
Gdy pozostał sam w słabo oświetlonej komnacie przystąpił do wysokiego, ostrołukowego okna i otworzył je i patrzył zamyślony na ciemną i burzliwą noc, myśląc o dwóch swych synach Janie i Marku, którym całą miłość poświęcił i którzy byli jego najdroższą nadzieją. Wychował on ich najstaranniej, a następnie wysłał za granicę, aby poznali obce kraje i ich urządzenia. Zwiedzili zatem Francyę, Anglię, Niemcy i Włochy, a w tym czasie właśnie znajdowali się w Turcyi.
Podczas gdy stary kasztelan stał tak zamyślony, byli obecni przed wzrokiem jego ducha dwaj synowie, których mu pozostawiła zmarła małżonka. Dusza jego ożywioną była pragnieniem ujrzenia ich jeszcze, a tymczasem brzmiały dotąd w jego uszach słowa starej, tajemniczej Cyganki, groźna przestroga, fatalne proroctwo:
— Nie jedz do zamku, Jakóbie Sobieski, powracaj! W zamku tej nocy oczekuje cię śmierć!...
Lekki odgłos kroków dał się słyszeć poza nim w komnacie,..
Powoli z owym sztywnym ruchem, właściwym osobom niewidomym, zbliżyła się do stołu dziewczyna uderzająco pięknej postaci. Dziwnie urocze piętno, czystej prawie dziecinnej dziewiczości czytać można było w jej rysach, które imały w sobie coś nieziemskiego. Blada jej, pociągła twarz była piękność, brakowało jej jednak tego, co rysom daje życie i blask — wzroku! Oczy dziewczęcia były zamknięte.
Ubraną była w krótką szarą, ciemną sukienkę, dochodzącą ledwie do kostek i odsłaniającą małe jej nóżki. Obszerny stanik z krótkiemi rękawami otaczał jej kibić i dochodził aż do ramion. Połyskujące, piękne, kasztanowatej barwy włosy splecione były bez żadnych ozdób w warkocz spadający z tyłu.
Odgłos kroków zbudził starego kasztelana krakowskiego z zadumy. Obejrzał się i spostrzegł dziewczynę, odkupioną przed laty od jakiego Armeńczyka, który ją nabył, gdy jeszcze była