Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/84

Ta strona została przepisana.
 90
JAN III SOBIESKI.

ciw zaczepkom i pokrzywdzeniu, — rzekł głośno i stanowczo.
— To prawda, panie Sobieski, — sawołała Marya, — przeczuwałam, że takie będzie pana zdanie.
Jagiellona rzuciła wzrokiem nienawiści na tę, która wypowiedziała te słowa pełne zachwytu.
Sobieski prosił Maryi, ażeby mu pozwoliła odejść na chwilę. Po niejakim czasie powrócił do niej.
— Więc obroniłeś pan tę biedną dziewczynę? — zapytała Marya, przystępując do niego ażeby się z nim przejść po sali.
— Halabardnicy otaczali ją, ale kalectwo biednej dziewczyny wzbudziło w nich obawę czy uszanowanie. Nieszczęście i niewinność są także bronią... Wyprowadziłem ją z pośród tych ludzi i odesłałem.
— Wspaniałomyślnie to z pańskiej strony, panie Sobieski, że jesteś tak dobry dla biednej dziewczyny!
— Słowa, któreś pani przedtem wypowiedziała i które mówisz teraz, są dla mnie zaszczytne i przejmują mnie radością. Widzę, że mnie pani rozumie i że serca nasze jednemi biją uczuciami, — odpowiedział Sobieski cichym, drżącym ze wzruszenia głosem.
Marya Kazimiera spuściła oczy.
— Gdym panią ujrzał dziś, jakiś błyskawiczny płomień przebiegł mnie całego, — mówił Jan Sobieski dalej, — zdawało mi się, że znam panią od dawna, i że powinnaś być moją a jednak jesteśmy rozłączeni!...
— Rozłączeni, lecz nie uczuciem! I ja od chwili zobaczenia pana noszę twój obraz w mojem sercu, — odpowiedziała Marya.
— Dzięki ci za to słowo, szlachetna, droga pani! — rzskł Sobieski z zapałem, — a jednak nie wolno mi wyznać wszystkiego co czuję!
— Patrzą na nas i słuchają, panie Sobieski!
— Och! cóżbym dał za to, gdyby mi wolno było w miejscu bezpiecznem od podsłuchów, wypowiedzieć pani uczucia, jakiemi jestem przejęty!
— Przestań pan na tem, że znaleźliśmy sposobność wypowiedzenia tego, cośmy sobie już powiedzieli.
— Powiedz to pani spragnionemu, gdy czarę przykłada do ust i chciej mu wydrzeć puhar!... Chwyci on za niego jak szalony!... Maryo! wysłuchaj mnie!
— Co pan mówisz, panie Sobieski, pomyśl pan...
— Muszę z tobą mówić, muszę ci wszystko wypowiedzieć, Maryo, tylko przez godzinę, później usunę się od ciebie, bo wiem, że jesteś małżonką innego.
— Widzą nas!... powróćmy do innych gości, zaklinam pana!
— Przyrzecz mi pani, wyznacz godzinę, chwilę!
Marya wahała się.
— Przyjdź jutro wieczór do ogrodu różanego, który się znajduje za zamkiem. Z nasz altanę ocienioną trzema lipami? Gdy usłyszysz śpiew, zwróć się tam, ku tej altanie! Dobrze?...
— Przyjdę! — szepnęła zarumieniona.
— Dzięki ci, droga pani! Oh! jakże długie będą dla mnie godziny do jutrzejszego wieczoru! Dzięki ci, Maryo! Gdy skowronek zadzwoni, zobaczę cię znowu!...