Festyn się zakończył. Przebrzmiały dźwięki muzyki, zagasły świece, rozszli się goście.
Stary zamek i jego okolica pogrążyły się w ciszy nocnej.
Nowo wybrany król udał się do swoich apartamentów, ażeby spocząć po wypadkach i wrażeniach całodziennych.
Dostojnicy i wojewodowie udali się również do przeznaczonych dla siebie pokoi. Ci, którzy nie znaleźli pomieszczenia w zamku, zostali umieszczeni w blizkości, ponieważ budynki otaczające zamek i ogród różany, były po większej części własnością korony.
Jan Sobieski powróciwszy do swego pokoju w zamku, spotkał Sassę na schodach.
— Idź do służby, Sasso, dadzą ci pokoik i łóżko, — rzekł do niej.
— Pójdę, panie.
— Jeszcze słówko, Sasso, — dodał Sobieski zatrzymawszy się — jutro wieczorem gdy się ściemni pójdziesz do ogrodu różanego! Znasz go?
— Znam panie.
— Ukryjesz się w gęstwinie krzaków i będziesz śpiewała. Ja będę blizko.
— Jak tylko wieczór zapadnie, będę śpiewała, panie, — odpowiedziała ślepa niewolnica.
Jan Sobieski udał się na spoczynek. Obraz pięknej Maryi Kazimiery stał ciągle przed jego oczyma. Zdawało mu się, że słyszy ostatnie przez nią wy rzeczone słowa. Ale nazajutrz miał ją zobaczyć!
Gdy Sassa znikła w długim tylnym korytarzu zamkowym, Jagiellona przeszła przez galeryę i wyszła na schody, ażeby przez ogród dostać się do bocznego pawilonu zamkowego, w którym się znajdował przeznaczony dla niej apartament.
Jak zły duch przesuwała się po półciemnych, cichych korytarzach zamku.
Myśl jej była zajęta planami zemsty.
Długo czekała na dogodną sposobność. Teraz nakoniec ten, którego nienawidziła, był blizko niej, w jej mocy, byle tylko działała szybko i zręcznie.
Ślepą niewolnicę z Sziras, która właśnie rozmawiała z Sobieskim i której kazał przyjść do ogrodu różanego, potrzeba było przedewszystkiem usunąć. Jagiellona wiedziała z doświadczenia, że wiernej sługi Sobieskiego obawiać się musi.
— Ty przedewszystkiem musisz ustąpić mi z drogi, — szepnęła Jagiellona wyszedłszy z zamku i schodząc do okrytego ciemnością, ogrodu, — ty przeklęty szary skowronku, zdepczę cię, boś dla mnie niebezpieczna!
W tej chwili na dole tuż przy schodach, któremi Jagiellona schodziła, poruszyła się jakaś ciemna postać.
Postać postąpiła kilka kroków dalej i stanęła przy bocznej ścianie szerokich odsłoniętych schodów.
Teraz Jagiellona zeszła na dół.
— Kto tu jest o tej porze? — zapytała.
Ten, który pochylony i czatujący stał przy schodach, zdawał się nie chcieć odpowiedzieć.
— Wyjdź ze swojej kryjówki, — rozkazała bez obawy, — kto jesteś?
Ukazała się postać pochylona, w fezie na głowie. Źółto-brunatna twarz,