Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/88

Ta strona została przepisana.
94
JAN III SOBIESKI.

Postać kobieca z twarzą osłoniętą welonem zbliżyła się szybkim krokiem do tego miejsca, nasłuchując. Dźwięki piosenki dobiegały do niej. Była to piosnka o skowronku rozlegająca się w oddali, jak przyrzekł Jan Sobieski, była to piosnka miłosna.


A tam w oddali coś leci,
Jak gdyby gwiazdka świetlana, —
To mały chrząszczyk co świeci
W wigilię świętego Jana.


Powoli postępowała postać ubrana w różową jedwabną suknię ku miejscu, które ocieniały trzy lipy. Serce jej biło gwałtownie. Piosnka, której urocze dźwięki brzmiały tak czarownie w półcieniu nocy, sprawiała, że jej pierś wzbierała miłością i tęsknotą.


Lecz ciepły minie wnet dzionek,
Szron zimny padnie na łany,
I zniknie śpiewny skowronek,
I zgaśnie chrząszczyk świetlany!


Powolnie zgasła piosnka wśród krzaka. Ostatnie jej dźwięki przebrzmiały jak łagodne tchnienie w powietrzu. Brzmiały one tak boleśnie, jak westchnienie nieszczęśliwie kochającego serca.
Cisza zapanowała w różanym ogrodzie.
Noc zapadała coraz głębsza.
Była to odpowiednia chwila i odpowiednie miejce dla zakochanych.
I oto prawdziwy słowik odpowiedział na piosenkę szarego skowronka, który stał w pośród krzaków i usłyszał cichy chód jakiejś postaci w jednej z ulic. Były to lekkie kroki kobiece! Zwróciła się ona ku altanie, przybywała o tej porze właśnie do różanego ogrodu, o której Jan Sobieski kazał śpiewać Sassie.
Ślepa niewolnica drgnęła.
I zinnej strony dały się także słyszeć kroki. Były to kroki żywsze, cięższe... był to chód męski! Sassa zbyt dobrze znała chód Sobieskiego. Był to on... wsłuchiwała się... zaledwie mogła oddychać... serce jej bić przestało z obawy, niepokoju, strasznego jakiegoś przeczucia.
Miała jednakże śpiewać, śpiewać, aby dać znak tej, z którą Jan Sobieski chciał się spotkać w ogrodzie różanym. Miała śpiewać, ażeby wskazać swej rywalce, że Jan Sobieski na nią czeka.
Na tę myśl drgnęło bólem serce Sassy. Doznawała takiego uczucia, jak gdyby ostra stal przeszywała jej serce i udręczona jej dusza uczuła dopiero teraz jak nieznośnym jest dla niej domysł, iż Jan Sobieski kocha inną, dopiero teraz przekonała się, że wołałaby była umrzeć, niż doczekać się tej męczarni.
Sobieski przystąpił do pięknej Maryi Kazimiery, która zezwoliła na tę schadzkę, podał jej rękę i zaprowadził ją do różowej altany, gdzie usiadł u jej stóp, gdy zajęła miejsce na ławce darniowej i namiętnie pochwycił ją w objęcia.
— Maryo!... luba, droga istoto!... aniele!... trzymam cię w objęciach!... radbym módz nie wypuścić cię z nich nigdy! — mówił z namiętnością, patrząc w jej marzące, długiemi rzęsami ocienione oczy.
Alarya Kazimiera opuściła zasłonę. Włosy jej w długich lokach spadały na ramiona.
— Kochasz mnie... wiem o tem’.. — szepnęła, — i ja cię kocham, kocham gorąco... niewypowiedzianie... Ale czyż nie wiesz, jakiem nieszczęściem jest ta miłość, zarówno dla mnie jak dla ciebie?... Czyż nie wiesz że to zbrodnia