Strona:PL Jan III Sobieski król Polski czyli Ślepa niewolnica z Sziras.djvu/91

Ta strona została przepisana.
97
JAN III SOBIESKI.

co się z nim stanie i co szary skowronek wywoła swym śpiewem, weszła do bocznej alei i pocichu, ostrożnie, zbliżyła się do altany, w której Jan Sobieski klęczał przed Maryą Kazimierą.
Jagiellona słuchała. Usłyszawszy głosy drgnęła radośnie. Wyraz szatańskiego tryumfu przebiegł jej bladą twarz oświetloną blaskiem księżyca. Poznała tego, którego nienawidziła! Poznała małżonkę kasztelana krakowskiego! Jeżeli się pośpieszy, wróci do zamku i sprowadzi Jana Zamojskiego, to będzie jeszcze mogła przybyć na czas, ażeby mu wskazać dwoje kochanków.
Była pewną, że Jan Zamojski nie zawaha się zabić na miejscu tego, który miał tajemniczą schadzkę z Maryą Kazimierą.
Myśl ta szczególnem zadowoleniem napełniała duszę Jagiellony. Przy padkowo dostał się w jej ręce środek pokonania ich obojga jednym ciosem.
Nie tracąc chwili, pobiegła przez ciche blaskiem księżyca oświetlone aleje różanego ogrodu, napowrót do starego, posępnego, obszernego zamku, ażeby sprowadzić Jana Zamojskiego, kasztelana krakowskiego, surowego strażnika swego honoru.
Straszne niebezpieczeństwo wisiało nad głową dwojga zakochanych, a oni nie przeczuwali go wcale! Nie wiedzieli co się działo dokoła w różanym ogrodzie, w którym cicha, księżycowa noc rozlewała swoje blaski.
A tymczasem duch zemsty, w białej. powłóczystej szacie śpieszył po schodach i już zbliżał się do zamku! Jagiellona już miała tam wejść i wywołać Jana Zamojskiego!
Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk... Odgłos tego krzyku był straszny, przejmujący do szpiku kości... Był to okrzyk niedającego się opisać przerażenia.
Nie było to wołanie o pomoc, był to dźwięk, który człowiek wydaje mimowolnie, gdy się znajduje wobec stra sznego, zupełnie niespodzianego nieszczęścia.
Krzyk ten rozległ się w różanym ogrodzie.
Po chwili ucichł.
Panowała głęboka cisza.
W zamku widocznie nikt nie usłyszał tego krzyku, ponieważ panowała tam niczem nie zakłócona spokojność.
Ale kochankowie usłyszeli ten krzyk, gdyż osoba, która go wydała, musiała się znajdować w blizkości różanej altany.
Marya Kazimiera usunęła się szyb ko z objęć klęczącego przed nią Jana Sobieskiego. Dźwięk ten brzmiał tak strasznie, że włosy powstawały na głowie.
— Najświętsza Maryo Panno... co to było? — wymówiła.
Jan Sobieski powstał natychmiast. Wydobył szablę i wyszedł z Maryą Kazimierą z różanej altany.
— Zobaczymy co się stało — rzekł.
— Obawiam się, mój drogi... żeby kto nie nadszedł... muszę się oddalić, inaczej byłabym zgubioną, — szepnęła Marya Kazimiera, — odprowadź mnie do zamku! Ale ostrożnie, ażeby nikt nas nie widział!
Zasłoniła twarz welonem.
Szybko udała się z Sobieskim półciemnemi bocznemi alejami ku zamkowi.
— Bądź zdrów! — szepnęła żegnając go.
— Zobaczymy się wkrótce odpowiedział Jan Sobieski.
Marya znikła w zamku.
Sobieski pośpieszył z powrotem do ogrodu różanego. Wołał... szukał... ale nie znalazł nic podejrzanego.