Przed wejściem stał Timur z pochodnią.
— Do widzenia, księżno! — rzekł Allaraba i Jagiellona opuściła namiot.
Kapłan patrzył za odchodzącą. Chytrym był wyraz jego czarnym zarostem otoczonej twarzy.
— Nienawidźcie się i prześladujcie wzajemnie! szarpcie się między sobą! — mówił półgłosem z nienawistnem spojrzeniem, — zdradzajcie jeden drugiego i szukajcie u nieprzyjaciół po mocy!... W takim stanie jesteście na najlepszej drodze do przepaści i Allaraba może donieść wielkiemu, potężnemu wezyrowi Kara Mustafie, że czas, ażeby przybył i odniósł zwycięstwo! Allaraba dostanie wówczas wielkiego wezyra w swoją moc i Allaraba będzie rządził połową świata!
Powróćmy jeszcze do poprzedniej nocy i do owej chwili, w której Sassa, uczuła w blizkości oddech obcego człowieka.
Któż to tak ostrożnie i cichaczem zbliżył się do niej? Pokonawszy obawę wyciągnęła ręce... przerażenie przejmowało i paraliżowało jej członki.
Dotknęła głowy mężczyzny, uczuła wyraźnie krótko strzyżone włosy! W tej samej chwili dał się słyszeć cichy, chrapliwy śmiech. Sassa uczuła, że dwie muskularne ręce ją objęły.
Z jej ust wydarł się ów przejmujący aż do szpiku kości krzyk, który prze straszył zakochanych.
Timur, który się zakradał po szarego skowronka, ażeby go porwać, wydał stłumiony głos niechęci, opuścił Sassę na ziemię i zawiązał jej usta szalem, który przyniósł z sobą, tak silnie, że nie mogła krzyczeć, następnie wziął półomdlałą dziewczynę ną ręcę i zaniósł do dległej części parku, w którym znajdowała się furta w otoczającym go murze.
Chciał on w tem miejscu złożyć Sassę na ziemi, zrobiła ona jednak natychmiast rozpaczne wysilenie, ażeby się uwolnić i odjąć szal od ust.
Timur jednak postanowił widocznie za nic w świecie nie puścić swojej ofiary.
Gdy spostrzegł, że ślepa niewolnica próbuje się uwolnić, ma chęć uciec lub przynajmniej wołać o pomoc, związał jej silnie ręce.
Tym sposobem Sassa nie mogła stawiać żadnego oporu, nie mogła się bronić ani wołać.
Timur pocichu i ostrożnie otworzył furtkę.
Wyszedł ze swym ciężarem na puste miejsce poza bramą. Przy murze stał koń, na którym Timur przyjechał. Był on na wszystko należycie przygotowany.
Doprowadzowszy konia do furtki, podniósł Sassę i umieścił na siodle, potem zaniknął furtkę i poprowadził koma, trzymając go za cugle i biegnąc prędko.
Plac poza murem był pusty. Księżyc oświecał go jasno. W niejakiej odległości znajdowało się kilka drzew. Na prawo w oddaleniu znajdowała się brama, ztamtąd jednakże nie można było widzieć, co się działo przy furtce.
Sassa przywiązana do konia, usiłowała zeskoczyć z niego i tym sposobem spróbować ucieczki, ale Timur uważał na nią pilnie i przeszkodził temu z łatwością.
Popędził konia i oddalał się coraz bardziej od miasta.
Gdy wreszcie zbliżył się do namiotów, odwiązał Sassę, uwolnił ją od szala i zdjął z konia.