Brzuchem oparta o stragan,
Zestrzelić wszystkie swe blaski.
Czasami złotym okoli
Wieńcem kopułę ratusza
I, po miedzianym się dachu
Zsunąwszy, światła girlandą
Padnie ukosem w narożnik
Ludnej, szerokiej ulicy
I w siwej brodzie uwięźnie
Starca — o twarzy wybladłej.
Naprzeciw rynku, u skrętu
Dwóch krzyżujących się ulic,
Stał on spokojny, milczący.
Z pod czarnej czapki baraniej,
Co wyleniałą tu owdzie
Świeciła skórką, wpółwgięta,
Wypływa pukiel siwawy.
Oczy niewielkie, oprawne
W ramy zmarszczonej powieki,
Brwi przysłaniają rozrosłe,
Że piwny kolor źrenicy
Nie traci, skryty w ich cieniu,
Swej dawnej, czarnej świeżości;
Owszem, gdy promień słoneczny
Padł na wypukłą siatkówkę,
Zdawał się błyszczeć młodzieńczym,
Starcom nieznanym zapałem.
Nos prawie prosty, o nozdrzach
Lekko wydętych, maleńką
Skażonych dołem brodawką,
Piętnował lice zorane,
Szarawym włosem porosłe,
Wyrazem ludzi szlachetnych,
Dla których żebrać za trudno.
Z ramion, odzianych w rękawy
Z zielonkowatej materyi,
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.
14
JAN KASPROWICZ