Jaka rozkosz i jakie to gody!...
O ma złota!...« »O mój ulubiony!...«
Ach! że drżą aż leszczyny i klony
Na tę miłość, tę słodszą nad miody...
Ale potem... ci ludzie!... cóż z tego?...
»Żal mi tylko warkoczka czarnego,
Żal warkoczka, co zakrył mi oczy —«
I w łzach cała; swachy czepią, pieją,
Brzmi muzyka, tańczy lud ochoczy,
A stolarze w lot kolebkę kleją...
IX.
Codzień chodzi, czy pogoda sprzyja,
Czy mu oczy tumanią zamiecie;
»Pani-matko!« słania się kobiecie,
A do córki: »gwoździczek, lelija!...«
Na odpuście zaloty zapija.
Szczęśliwszego niema w całym świecie;
I córeczka płoni się, jak kwiecie,
A matusia wargi w uśmiech zwija.
I drą pierze, przędą len kudłaty,
Trza wyprawy: koszuli, pierzyny —
Ślub za pasem... gdy wróci jedyny.
Ale Wojtka — wzięli go w sołdaty —
Do powrotu nie przynagla serce:
Gdzieś w Szczecinie oddał je »pomerce«.
X.
»Oj, ja biedna, jak oset na grzędzie!
Któż się doli sierocej pożali?
Matuś żyta, ni owsa nie siali,
Niema sprzętów, wesela nie będzie!