Droga krótką, a jednak tak długą...
Serce bije, aż się w oczach mroczy —
Patrzy w zmroki, czy wioski nie zoczy —
A! tam pewnie, za tą mglistą smugą...
A, tak! pewnie... Lecz trza spocząć chwilę
Dech zamiera i nogi się bronią —
Wypoczynek wszak wzmacnia na sile.
A w chałupie aż zębami dzwonią —
»Ojciec poszedł zbierać drzewo w lesie —
Wnet przyniesie...« Ej-że, czy przyniesie?!...
XIX.
Leży chory dwa miesiące blizko,
Rwanie w krzyżach, ból piersi, ograszka —
Nie pomoże ni piasek, ni kaszka,
Aż się zwija na kłębek płachcisko.
Jakie było to z niego chłopisko!
Zwinniejszego niema we wsi ptaszka:
Machać cepem lub kosą to fraszka,
Fraszka mokre wyrzucać torfisko.
Teraz blady, jak ściana, i słaby...
Darmo leki przynoszą mu baby,
Śmierć zagląda z każdego otwora.
Trzeba księdza, niech grzechy przebaczy,
A ksiądz łaje: »jedźcie po doktora —«
Księże, za co?... Doktór dla bogaczy...
XX.
Na kominie płomyczek się żarzy,
To popełznie odbłyskiem w głąb chaty,
To ozłoci wytarte jej szmaty,
To wypocznie na jej bladej twarzy.