Był jeden między nimi, któremu w południe
Nie nosił nikt obiadu... Zresztą, jak i drudzy,
Miał piętna twardych znojów; widać życia grudnie,
Śród których kroczą losów nieprzyjaznych słudzy,
Niejeden raz mu ciało i duszę raniły.
Wydawał się ten człowiek, jak ów jesion stary,
Co, dawno postradawszy czar zielonej siły,
Za wolą wiatrów jęczy nagimi konary —
Jak jesion, który grzbiet swój pochylił ku ziemi
I płacze łzami rosy nad znikłą urodą,
A jednak nazbyt silny, choć między młodemi,
Ażeby już na zawsze paść spróchniałą kłodą.
Gdy przyszedł czas obiadu, uchodził na stronę,
Kładł na bok swoją kulę, na kamieniach siadał,
Odwijał chleb z kobiałki i kromki zwilżone,
Zapewne octem z wodą, spokojnie zajadał.
A potem na kamieniach, włożywszy pod głowę
Kamzelę, legł, jak inni, na spoczynek krótki...
Patrzałem na to wszystko i me serce zdrowe,
Ja nie wiem, jakieś dziwne ogarniały smutki.
Wracając raz do domu w południowej chwili,
Zwolniłem trochę kroku, widząc kamieniarzy;
Snać właśnie wypoczynku godzinę skończyli,
By znowu jąć się pracy, choć tak słońce parzy.
On jeden z kamiennego nie wstał legowiska,
Spragniony, widać, bardziej rozkosznego zdroju,
Co, jako deszcz dla żyta zwiędłego, wytryska
Ze źródła snu dla duszy powiędłej wśród znoju,
Wtem któryś z nich, śpiącego szarpiąc za koszulę,
»Nu, auf, Sie alter Pollack, s'ist schon Zeit!« zawoła;
I wstał, zakasał rękaw, schwycił ciężką kulę:
I znów się nogi trzęsły i pot kapał z czoła.
»Nu, auf, Sie alter Pollack!...« Te szydercze słowa
Ze serca najtajnieńszej nie płynęły głębi;
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.
92
JAN KASPROWICZ