Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.
94
JAN KASPROWICZ

— Zapewne los najsroższy — wskazując na słabe,
Stargane moje kości i na łzę w mem oku,
Zakrzyknie: »Na fałszywym pomścij nas proroku!
Ukrzyżuj go! ukrzyżuj! a puść mężobójcę!«
Niech znoszę trud najkrwawszy i gminu pogardę,
Na krzyżu niech umieram, jeśli tego trzeba;
Niech w bok mi wbiją oszczep, w ręce gwoździe twarde,
Lech niechaj chociaż przedsmak czuję tego nieba...
A przyjdzie czas! o, przyjdzie! Wszak nawet wyrazy,
Topiące mnie na chwilę w zmrok właściwy grobom,
To tylko zwykła sprzeczność natury bez skazy
I życia sił zewnętrznych, które walczą z sobą...
Podjęli go z ulicy — zbliżył się zbiedzony:
»Już kilka dni nie jadłem; w gorączkę i słotę
Z dalekiej tu się dotąd przybłąkałem strony« —
»Ach! dieses arme Luder« — i dali robotę.

Czekałem, aż w mogiłę słońce się zapadnie,
Rzuciwszy swych pałaców lazurową górę;
Aż niebo, co swem berłem ponad ziemią władnie,
Okryje się w królewską wieczoru purpurę.
Czekałem, aż zamilknie gwar i huk fabryczny,
Aż zamrze, choć na chwilę, życie na tym rynku,
Gdzie krew swą musi dawać za bezcen tłum liczny —
Aż przyjdzie »fajerabend«, godzina spoczynku.
A potem, kiedy prace rzucą kamieniarze,
Zwracając swoje kroki tam, gdzie serce błogo
Zaczyna bić, gdy człowiek ujrzy miłe twarze,
Przybliżę się do niego — wszak nie miał nikogo —
I »skąd Wy?« wnet się spytam, trąciwszy go w ramię.
Odwrócił się zdumiony i nie wyrzekł słowa,
Łza tylko srebrna błyska; miał na twarzy znamię
Człowieka w którym radość i smutek się chowa,
Zrodzone w nagłej chwili. I do robotnika
»A skąd Wy?« znowu pierwsze skieruję pytanie.
Dopiero on: »Wy Polak?!... polskiego języka
Od roku nie słyszałem, już od roku, panie!