Gdzie jej w chlewie zledz kazali,
Dali garść barłogu
I zasługi odtrącili
Za czas jej choroby.
O ty świecie, pełen fałszu,
Wytarty obłudą,
Pomarszczony, zżółkły świecie,
Co kłamiesz modlitwą,
Kłamiesz śmiechem i łzą kłamiesz!
Swoją ręką chudą
Czyjej ty się dotkniesz piersi,
Temu lepiej brzytwą
Pierś rozkrajać i psom rzucić
Zakrwawione serce!
W czyje usta ty się wpijesz
Swą lodową wargą,
Temu lepiej wstrzymać oddech,
Życia skrę po skierce
Gwałtem stłumić, by płomienną
Nie wybuchły skargą —
O ty świecie, pełen fałszu,
Wytarty obłudą,
Zimny, zżółkły, który kłamiesz
Łzą, śmiechem, modlitwą!
Nogi mdleją, twarz się ściąga,
Mgłą zachodzą oczy,
Trzeba spocząć choć na moment,
Nim dojdzie do celu;
Nim przed matką swoją boleść
I swój żal wytoczy,
Ach! bo matka zawsze matką
W smutku, czy weselu!...
Pewno przyjmie i przebaczy,
Rozgrzeje skostniałą
I, jak możni, nie wypędzi
Chociaż z biednej chaty:
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.
101
NA ROZDROŻU