VI.
SZWACZKA.
Była szwaczką — znałem tę dziewczynę —
Pracowała od świtu do nocy,
O, i nieraz przez noc aż do świtu
Warr!... deptała — warr!... warr!... warr!... — maszynę.
A śród warku maszyny i zgrzytu,
Gdy godzina goniła godzinę,
Gdy sztych znikał — sztych!... sztych!... sztych!... za sztychem,
By się skarżyć na los swój sierocy
Nie zostało jej czasu chwileczki.
Zresztą, komuż się skarżyć?... Niebiosom,
Co patrzały wązkimi skraweczki
Przez jedyne okienko izdebki?
Może słońcu, co złotym przepychem
Will zamiejskich zdobiło fasady,
Rubinową zlewało je rosą,
Lecz tu w mieście, przez ten ciężar lepki
Podwórkowych wyziewów, przez czarne,
Gęste dymy fabryczne, przez zwarte
Szczyty domostw, piętrzących się hardo,
Nie umiało się przedrzeć na zwiady:
Jakie płyną tu łzy nieotarte,
Ile westchnień tu idzie na marne,
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.