Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.
166
JAN KASPROWICZ

Że kokosz naderszała cudze jaja dziobie...
Mówicie, człek jałowy... Ha! niech będzie sobie!
Lecz dzieją się różnice, siak i tak się kłuje:
Człek ledwie zapomyśli, już pod sercem czuje
Dar boży, niewiniątko — tak dzisiaj i ze mną,
Więc widno, że jest na co się zwijać... Najemną
Nie myślę być, jak mamka, dla krwi swojej własnéj...
Słuchajcie, co?... próżnować w ten dzioneczek jasny?« —
Tak innym znowu razem z uśmiechem odrzecze,
Gdym spotkał ją w wykopki, jak się w pole wlecze
Z mieszyskiem i ze szpadlem niby prosta dziewka —
»Próżnować«, tak ci mówię, odśmieje się Jewka,
»Gdy wszędy jest wiadomo, że Bóg dzień ten stworzył,
Ażeby wszystkie siły człowiek w pracę łożył?
Jak robak, tak się człowiek zrósł z skibą każdziutką, —
Z tym szlakiem, z tym zagonem, z tą najmniejszą grudką,
Że gdyby oderwano człowieka od ziemi
Tak gwałtem, gdyby kazał kto z zagony temi
Pożegnać się na zawsze — tak ja myślę sobie,
Byłoby chyba lepiej żałość zamknąć w grobie...«:


III.
Umierał stary Orlik; już i czas mu było
Pokumać się, jak mówią, z tą czarną mogiłą.
Był niby klon spróchniały, lub ta topolina
Za chatą, widzisz, moją, którą wiater zgina,
Że trzaśnie lada chwila... Był-ci czas ponury:
Słoneczka ani ujrzeć złotego u góry
A tylko te obłoki coraz bardziej rosły,
Gdy Antek, syn Orlików, przyszedł do mnie w posły,
Że ojciec niby pragnie dawnego sąsiada...
Poszedłem... Twarz kumotra, jak płachcisko, blada,
Na którem leżał stary; oczy, jak zamglone...
Jak kule te z ołowiu, tak je ciężko w stronę
Obracał, gdzie my stali: Jewka z trzyroczniakiem,
Syn Antek i ja, mówię... Odchrząknął i znakiem