A w pokojach komornej córuchnie
Jak u siebie: przed świtem już z łóżka,
Każdy proszek najdrobniejszy zdmuchnie.
Do każdego zaglądnie garnuszka;
Pańskie dziecko nakarmi, napoi,
Do kolebki położy, otuli
I zaśpiewa o rycerzu w zbroi
I sierotce w jedynej koszuli
I o jędzy, co ze złości puchnie —
W pokojach, jak u siebie komornej córuchnie.
A co wieczór klęka, jak przystało,
Przed obrazem niewinnej Panienki;
I tak sobie westchnie duszą całą,
Za przeżyty dzionek wzniesie dzięki
I poprosi o szczęśliwe rano,
By się z łóżka podniosła przy zdrowiu...
A gdy w księdze tak już napisano,
Że trza umrzeć, aby w pogotowiu
Była zawsze w tę drogę niemałą —
Tak modli się co wieczór, jako jej przystało.
Tak jej dzionek za dzionkiem przechodzi,
Tak jej mija miesiąc za miesiącem...
Czasem tylko nadzieja zawodzi —
Ta nadzieja o licu płonącem
Niepewnymi blaskami księżyca...
Wielka-ć ona jest pani, o! wielka,
Ale zmienna... Dobrocią zachwyca,
Lecz ta dobroć, jak rosy kropelka,
Ginie naraz w burzliwej powodzi,
Jak dzionek, co za dzionkiem, niby sen, przechodzi.
Makolągwo! ty ptaszyno miła!
Już cię z żyta wygnali kosiarze!
Dobrze ci tak! Fałszywie-ś wróżyła
Tej dziewczynie, gdy w majowym skwarze
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.
198
JAN KASPROWICZ