Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/325

Ta strona została uwierzytelniona.
219
DWAJ BRACIA RODZENI

Złe w nim siadło, jak w jakiej skorupie:
»Nie moimi ja chodzę łanami
I nie moje te ściany w chałupie,
Ni to żyto z pełnymi kłosami,
Ni ten owies z łońskiego na kupie« —
Tak się licho w nim kłuje, tak mami!...

Rzecze starszy młodszemu w te słówka:
»Jest-ci owies z łońskiego na kupie —
Teraz płaci... jedź na targ do Lgówka
Ja bo w domu, jak w starej skorupie...
Dobra-ć zysku jest każda złotówka...
Jedź... ja dzisiaj zostanę w chałupie!...«

Sprzedał młodszy, powraca do chaty —
»Dobra-ć zysku jest każda złotówka:
Toć, braciszku, nie umrzesz z tej straty,
Z kilku groszy nie pęknie ci główka...
Dwa, trzy grosze na korcu — nie światy!...
Od grosiczka do grosza — złotówka!...

Juści pewnie, że urwę na własne —
Dwa, trzy grosze z korczyka — nie światy!...
Niech pioruny rozbiją mnie jasne,
Dyć, on liczy w chałupie dukaty!
Dyć on panem! Dwa grosze mu strzasnę —
Dwa na korcu!... Nie umrze z tej straty...

Dyć i mam-ci też prawo do tego!...
Dwa grosiczki... Dwa grosze mu strzasnę —
Na odkładkę, od korca... Psy strzegą
Swojej skóry — to rzeczy są jasne,
A człek? gorszy-ż od rodu jest psiego?
Czyż nie wolno mu składać na własne?...«

Liczy bratu... »Coś staniał...« brat sarka...
»A czyż gorszy od rodu ja psiego,