Psów z obroży — zwężałeś obrożę,
Gdy pies warknie na biedne te ludzie.
Wszedł do ciebie komornik w swej biedzie,
Tak ty zaraz zwężałeś obrożę —
»A do nogi«, tak na psa, »sąsiedzie!«
Tak do człeka — »cóż słychać na dworze?
Trzeba koni? brat zaraz pojedzie;
Trzeba grosza? ot skrzynkę otworzę!«
Jesteś w mieście, bywało, nie rzadko
Ktoś zapyta: »Czy kumotr wnet jedzie?
Mam tłomoczek...« »Da! kładźcie, sąsiadko!
Jakoś nam się z tem wszystkiem powiedzie,
Niby stolik tak droga jest gładką —
I wy siądźcie... tu! przy mnie! na przedzie«.
Tak się zdarzy, że we wsi ktoś chory,
Już ty: »Droga, jak stolik, jest gładką,
Trzeba zaprządz, trza przywieść doktory...«
Z ludźmi zawsze, jak z ojcem, jak z matką,
Nie chadzałeś na kłótnie i spory —
Żyłeś w zgodzie z sąsiadem, z sąsiadką.
Starszy bracie! miej spokój w tej ziemi,
Jakoś w kłótnie nie wchodził i spory!
Jakoś łzy się nie poił krwawemi
Sprawiających odrobki, jak zmory.
Wszak, mówiono, z sieroty biednemi
Dzieliłbyś się i krową z obory.
Hejże! krwią ty z własnego się ciała
Byłbyś dzielił z sieroty biednemi!
Czemu śmierć cię tak rychło zabrała?
Snopki-ś zrzucał rękami skrzętnemi,
Na klepisku twa skroń się strzaskała,
Abyś znalazł wytchnienie w tej ziemi!«
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/328
Ta strona została uwierzytelniona.
222
JAN KASPROWICZ