Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.
250
JAN KASPROWICZ

Ledwie człowiek ze snu się przebudzi,
Już pigułki gotują mu słone:
Ten-ci przyjdzie i wrzeszczy, że one,
Niby gęsi, polazły mu w szkodę,
Ów-ci znowu nasyła mi żonę,
A ta szczeka, że pod jej zagrodę
Podeszło moje krówsko... Bij grom w taką modę!...

Człek gdzie stąpnąć dalibóg! dziś nie wie,
Żeby czasem nie zgiąć cudzej trawki;
Choćby w gardle piekło cię zarzewie,
Pić strach prawie z sąsiedzkiej sadzawki;
Wszyscy dzisiaj — to jakby pijawki,
Co chłeptliwie ssają krew czerwoną;
Jako kruki, jak te czarne kawki,
Gdy obsiędą mierzwę porzuconą,
Tak wszyscy dziś ohydy mają pełne łono.

Do chałupy nie wchodzi bogactwo,
Choć się każdy do koszuli poci;
Choć z wądolców wygnali już ptactwo,
Choć na murszach pszenica się złoci,
Nikt tak jakoś nie dojdzie do kroci...
Postawili cukrownię... niech kaci!
Wnet cukrownia wszystkich ogołoci;
Sadzą ćwikłę, chłop na ćwikle traci,
Mozołem się i trudem obcy parch bogaci.

Bo ci z naszych — to pożal się Boże!
Jakby jakieś się licho uwzięło...
Ani to się wygrzebać nie może,
Tak po uszy w bagnisku zabrnęło...
Jak te kłosy, które złe podcięło,
Tak marnieją te nasze szlachciury!
Żeby-ć jeszcze to samo ginęło,
Ale to-ci, jak liście wichury,
Rzucają tak na pastwę dziś i chłopskie skóry.