Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/362

Ta strona została uwierzytelniona.
256
JAN KASPROWICZ

Czy tam skądsiś to licho przybyło —
Wiedziałem, dziś się w głowie już mi pomyliło...

Miały pono mieć tam coś z teatrem;
Pany zawsze-ć dziwowiska lubią;
To-ci pędzą, jak podszyte wiatrem,
Na kraj świata, krwawy pieniądz gubią;
O aktorki to się nieraz czubią,
To się nawet strzelają, powiada
Wojtek Szczerba, ten lokaj... Niech skubią
Swoją skórę, gdy chcą — trudna rada,
Lecz grosz marnować polski, pewnie nie wypada.

Owe-ć panny, to aż biły strachy,
Jak-ci wrzeszczeć, łamać rąk nie zaczną,
Targać włosy, drzeć na sobie łachy,
Wygadywać swą mową dziwaczną...
Człek to widział jeno rzecz rozpaczną,
Lecz Kociński, dzierżawca Zakrętu,
Co to młodość miał, powiada, znaczną,
Z Galibardym spalił Rzym do szczętu,
Tłumaczył, że to wszystko gwoli testamentu.

My patrzali, a tu one-ć damy
Pokazują jedwabie i złota:
»Wej! wej! wszystko to od niego mamy,
To sprawiła nam jego szczodrota!« —
»Hańba wielka taka psia robota«
Rzekł Kociński, gdy to nam tłumaczył;
Jedna nawet, obrzednia niecnota,
To krzyczała: »on-cić o mnie baczył,
We winie mnie wej kąpał, marcypanem raczył«.

A zaś inna, to-ci istna zgroza!
Prowadziła dwoje niebożątek
I biadała, idąc wedle woza,
Że to jego i że ma pamiątek