Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/391

Ta strona została uwierzytelniona.
285
SALUSIA ORCZYKÓWNA

»Toć nie cedźcie takich słów! powiedzieć
Lepiej zaraz po prawdzie«, odrzekłem.
»Jak po prawdzie? dobrze jej tam siedzieć...
Morderczyni! pozna się i z piekłem:
W jakiejś zemście, czy szaleństwie wściekłem
Żydowiątku podkręciła szyję.
A z Berlina w piśmie tem rozwlekłem
Zapytują, czy jej własne żyje?
W Będzinie, my pisali, krajs Świerków per Kije...«

Kiedym przyniósł tę nowość do domu,
To ci tego nie opowiem wcale,
Jak nam było wszystkim... Jak od gromu
Porażeni, wszyscy w gorzkie żale...
Jędruchowi praca szła ospale,
Głowę zwiesił; cud, że jeszcze orze;
Stary Orczyk, jakby mył się w kale,
Tak zesiniał... zmiłowanie boże,
Że żyje; dał też na mszę; mówi: »to pomoże«.

Czekaliśmy, co się stanie daléj,
Aż tu będzie temu z dwa tygodnie,
Gdy »Nowiny« z poczty mi przysłali —
Biorę, czytam: »List z Berlina. Zbrodnię
Popełniła tu Polka« — ubodnie
Mnie coś w serce — »Orczyk Salomeja;
Nasi tutaj nie znali przychodnie
Tej dziewczyny; jakaś ją zawieja
Przygnała do stolicy, co jest niby knieja...«

Dla ubogich, prawda jest, jak puszcza
Takie miasto; jak tam łatwo zbłądzić,
A i zmarnieć na wieki!... Tam tłuszcza
Nie ratuje nikogo... »Zarządzić
Rozkazali śledztwo, by osądzić,
Jak rzecz stoi«, czytam w tej gazecie
Znowu dalej; »ażeby sporządzić