Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/393

Ta strona została uwierzytelniona.
287
SALUSIA ORCZYKÓWNA

Tam, gdzie rozum się przyćmił; lecz śliny
Nie są warci, którzy czasu tyle
Każą czekać na wyrok, rodziny
I niczego niepomni; w mogile
Toć lepiej, niż tak spędzać niepewności chwile!

Powróciła... Pisali, że zdrowa —
Niech Bóg broni przed podobnem zdrowiem:
Jeszcze-ć pierwsza tygodnia połowa
Przeszła nieźle; ale dziś — nie powiem,
Jak mi ciężko, jakby kto ołowiem
Starą pierś mi napełnił... przed tobą
Była u nas — coś mnie przeszło mrowiem:
Patrzy błędnie, rozmawia ze sobą —
Czyż koniec kiedy będzie z tą naszą żałobą?!...«

V
Nocy!... nocy!... władczyni ponura
Serc zranionych i starganych duchów,
Dziś mną całym owładnij, jak chmura,
Gdy pogrąża śród swych mglistych puchów
Jasne słońce!... Ze życia okruchów,
Co tak ogniem przeczystym pałało,
A dziś gaśnie za wrogich podmuchów
Wolą, — utwórz, nocy! jeszcze ciało
I wlej twojego ducha, by zemstą gorzało!...

W twoich cieni przepaścistym kojcu
Bezlitośnej zbrodni płód się lęgnie;
Lecz czem zbrodnia, gdy serce w ogrojcu
Ach! na sztuki się krwawe rozprzęgnie?!
Gdy, rozdarte, widzi, że nie sięgnie
Nieb litośnych wylanemi modły?
Krew grudzieje, w zimny kryształ tęgnie
Na niebiosa, co całe wychłodły,
Na świat ten przeniewierczy, ach! na świat ten podły...