Noc już była — owa noc jesienna,
Spływająca bezmiernym spokojem
Na tę wioskę, co spoczęła, senna,
Choć na chwilę zerwawszy ze znojem...
Pożegnałem starego i, rojem
Smutnych myśli otumanion, kroczę
Ku domowi, gdy się blasków zdrojem
Całe niebo obleje — przezrocze
Łun krwawych napełniło mroków paszcze smocze.
Pobudziłem uśpionych... Wiatr wionął...
Wnet zrobiło się gwarno i ludno;
W stronę dworu spieszyli — dwór płonął:
Płomień buchał falą skier przecudną,
Chociaż straszną w swych skutkach... »Ha! trudno
Co ratować«, mówili, »sił szkoda,
Z wszystkich rogów prze ogień... dyć żmudno
Na to patrzeć... lepiej spać; tu woda
Już na nic, a zaś ku nam ognia wiatr nie poda...«
Kto podpalił? — Nazajutrz we wiosce
Powiadali — aż strach wstąpił we mnie —
Że tam Orczyk z folwarku jest w trosce:
Córka nocą mu uszła tajemnie;
Ktoś, mówili, gdy zaległy ciemnie,
Widział jakąś niewiastę; od dworu
Tak na przełaj — dogonić daremnie —
Jakby dzika biegła ku jezioru
I znikła gdzieś — nie wiedzieć — w ciemnych mgłach wieczoru.
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/394
Ta strona została uwierzytelniona.
288
JAN KASPROWICZ