Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/403

Ta strona została uwierzytelniona.
297
WOJTEK SKIBA

XX.
Bartłomiej Skiba, chociaż miękką duszę
I choć miał serce, jak mówią, na dłoni,
Nie wmawiał w siebie: »Dyć, kłopot przyprószę,
Człek, choćby pragnął, trudno się obroni«,
Tylko za pracą uczciwą w pogoni
Szukał lekarstwa na nędzę i troski —
Tak, że gadano: »on za parę koni
Starczy w robocie, z niego chłop śród wioski
Najlepszy — widać, nad nim oko łaski boskiéj«.

XXI.
Ale i ona, matka bohatera
Nieromantycznej tej mojej powieści,
Co jest prawdziwa i taka jest szczera,
Jak owa iskra, co się w sercu mieści
Zwyczajnej chłopki i raz w żar boleści
To znowu w radość jasną się rozpala
I całą duszę, choć na chwilę pieści,
Że cała dusza, jak jeziorna fala,
Drży, szumiąc i w złociste blaski się skrysztala —

XXII.
I ona dzieli zwykłą dolę męża,
Tak, jak przystało prostaczej kobiecie,
Której się rzadziej czepia ślizkość węża,
Niż na tym wielkim, na tym pustym świecie,
Gdzie na swą rękę jedno z stadła plecie
Ze ziół trujących duszne marzeń wieńce,
A drugie złoto swoje rzuca w śmiecie
I czystość serca i wstydu rumieńce:
Oboje smutnej hańby i przesytu jeńce.

XXIII.
Gdy on »na pańskie« albo do fabryki,
I ona z łóżka, nim się zmierzch rozwieje;
Drzazgi w kominku roznieca w płomyki,