Lecz dyć nie takie, jak się dzisiaj dzieją.
Jeszcze dni kilka niech przejdzie koleją,
A dwie kurzyce takie jaja zniosą,
Że...« i znacząco z sobą się pośmieją
I »sza!« poszepcą: »oj, siewały rosą
I z rosą będą sprzątać, Bóg dał ziarna kłosom!...«
LXIV.
Nareszcie przyszło proroctw rozwiązanie,
Lecz z takich sprzętów nie zawsze wesele,
O, i nie zawsze takie żniwobranie
Przychodzą zapić drodzy przyjaciele,
Matula piskiem, jak organ w kościele
Źle nastrojony: »a skąd takie sprzęty?«
Perzy się, sapie i językiem miele,
A one cicho: »ten wieczór przeklęty!«
A głośno: »to był księżyc, mamo, lub — duch święty«.
LXV.
To był duch święty... Chłop, jak dębczak, młody,
Kuba Józwowej stawał w te wieczory
Tuż wedle domku za płotem i zgody
Ze swojem wnętrzem nie miał od tej pory.
Gdy się nachylał, aby przez otwory
Zobaczyć twarz ich, księżycem oblaną,
Czuł jakąś słabość, zdawał się być chory,
Jakoś mu dziwnie gięło się kolano,
Jak żyto, gdy je rosa zacznie płukać rano.
LXVI.
»Ej, roso! roso! tyś już niejednemu
Wyżarła oczy; nie wiem, co też ze mną
Stało się dzisiaj!« Tak on miesięcznemu
Skarżył się światłu w pewną noc przyjemną,
Troszeczkę jasną, a troszeczkę ciemną,
Jak zwykle bywa, gdy włosy srebrzane
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/416
Ta strona została uwierzytelniona.
310
JAN KASPROWICZ