XL.
Na miłość blasków porannego słońca
Nie posyłajcie mnie jeszcze do piekła,
Gdzie pono ciemność leje się bez końca,
I czarna smoła, od żaru rozciekła,
I skąd, gdy duszę w tę otchłań urzekła
Wasza moralność, już niema powrotu;
Na woń tych kwiatów, których nie zesiekła
Ręka, co wszystko dziś poświęca błotu,
Rozwińce ze mną pióra do dalszego lotu!...
XLI.
Mój Wojtuś nie był materyalistą...
Rósł, a z latami gdy i wiedza rosła,
Żądza mu duszę jęła kiełzać czystą,
Co marzeń cudnych czar za sobą niosła:
W łódź wchodził złotą, złote chwytał wiosła,
I tak szybował po bezmiernej fali,
Olśnionej blaskiem dziewiczego posła,
Co spłynął z nieba, co się słońcem pali
I nęci go za sobą wciąż dalej i daléj...
XLII.
I wiatr się rusza i toń cała dźwięczy,
I brzmi powietrze i ziemia dokoła,
Że z niemi razem śpiewa duch młodzieńczy,
Wpatrzon w oblicze jasnego anioła,
I zachwycony z głębi duszy woła:
»Posłańcze boży! promienisty Grachu
Z nieśmiertelności koroną u czoła!
Odurz mnie siłą rajskiego zapachu —
Tą siłą dumnej skroni i tych ócz bez strachu!
XLIII.
O Winkelrydzie! o odważny Tellu!
Nad gór rodzimych niebotyczne wieże
Duch wasz, porwany wspaniałością celu,
Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/432
Ta strona została uwierzytelniona.
326
JAN KASPROWICZ